Auto w Pracy

Slideshow Image

Życie online? Cóż to za życie, jak kocha się motoryzację. Wolność, przestrzeń i te wspaniałe maszyny. Niestety wszystkie targi, eventy są odwoływane lub przenoszone do sieci.  Zamiast cukierków dostajemy fotki, więc trudno się dziwić, że nas to nie cieszy.Są jednak iskierki, które podtrzymują nas przy życiu. Fleet Electric Day jest jednym z tych światełek. To już trzecia edycja tego wydarzenia, ale pierwsze w tak trudnym okresie. Jestem pełen uznaniai szacunek za odwagę. Tak należy dbać o klienta, partnerów i współpracowników. Fleet Electric Day to test samochodów z napędem alternatywnym.  Celem jest przybliżenie tego coraz szybciej rozwijającego się segmentu rynku. Hybrydy i pojazdy elektryczne, nie są co prawda nowością,  ale jeszcze wiele osób nie miało z nimi do czynienia. Oczywiście każdy widział i coś o nich wie, ale to zupełnie co innego niż samemu wsiąść i poprowadzić taki pojazd. Wreszcie można przekonać się, co jest mitem, a co faktem.  Najlepszym sposobem, aby się o tym przekonać jest porównanie kilku takich samochodów.  Zazwyczaj nie ma możliwości, aby w jednym miejscu można było porównać pojazdy kilku marek.  Targi, owszem gromadzą różnych producentów, ale dają tylko możliwość porównania wyglądu, o jeździe nie ma mowy. Co innego  Fleet Electric Day. Tu mamy możliwość poznania pojazdów w ruchu.  Kilkadziesiąt samochodów do dyspozycji uczestników, na próbach torowych i do jazd w rzeczywistych warunkach na lokalnych drogach. Czego chcieć więcej, aby uznać imprezę za udaną. Już jest sukces, a to dopiero początek.

Zacząłem od jazdy dowolnej. Trudno się oprzeć jeśli na dzień dobry dostaję Volvo S90 T8.

Czarne auto z białą skórą to klasyka gatunku. Nie ma co opisywać detali, jest wszystko. Moc również, tylko po co nam moc jak ogranicznik prędkości ustawiono na 170km/h. Nie to, żebym namawiał do łamania przepisów, ale do wyprzedzenia kolumny ciężarówek na niemieckiej autostradzie przydałaby się wyższa prędkość chwilowa. Cała reszta rewelacja.  Limuzyna godna prezesa. Z ciekawych spostrzeżeń, to niesamowita różnica jaką odczuwamy w zależności od wybranego trybu jazdy. „Pure” tryb oszczędnej jazdy, a „Polestar Engineered” czyli sport to dwa różne oblicza auta.

Szczerze powiedziawszy, to chyba tylko głęboka rezerwa zmusiłaby mnie do wybrania trybu „Pure”

Powrót do bazy i chwila czasu na obejrzenie nowej Skody. Sprowadzenie Skody Enyaq iV , jeszcze przed polską premierą to miła niespodzianka dla uczestników testu. Auto robi wrażenie. Jeżeli tylko cena będzie atrakcyjna, to elektryczny SUV ma gwarantowany sukces.

Super sylwetka i niebanalne wnętrze są mocnymi argumentami, aż nie mogę się doczekać aby sprawdzić walory trakcyjne. Niestety będzie trzeba trochę poczekać, aż autko trafi do polskich salonów.

Renault, potentat elektrycznych samochodów na naszym rynku tym razem skromniej się zaprezentował. Kolorowy Zoe już znam, w tym roku był u nas na redakcyjnym teście.

Już szykuję się do zajęć na torze, ale że zostało jeszcze trochę czasu to można go efektywnie wykorzystać biorąc Toyotę RAV 4 na krótką przejażdżkę. Ciekawiło mnie jak poradzi sobie w terenie, tylko, że terenu do offroadu brak. Nie ma sprawy, kawałek pola musi wystarczyć. Ravka od swojej premiery znacznie urosła. Teraz jest dużym wygodnym autem segmentu SUV, z terenem to sugerowałbym zachować ostrożność. Jednak uczciwie przyznam, że przejazd przez pole odbył się w luksusowych warunkach.

Fajne liczniki, na bogato, szkoda, że zabrakło czasu aby się im bliżej przyjrzeć. Trudno, czas wracać, bo za chwilę zaczną się jazdy na torze.

Jeszcze tylko konkurs Mazdy i maszerujemy na tor. Tu mamy dwie próby. Slalom i szarpaka. Zaczynam od slalomu.  Na początek trafił mi się Jeep Renegade. Jeep kojarzy mi się z autem terenowym, a tu elektryk. Takie czasy, ale jeździ całkiem fajnie. Za chwilę przesiadka w Renault Zoe, a potem dwa Peugeoty - e208 – e2008. Tą trójkę już znam. e2008 dopiero co testowałem więc myślałem, że będzie to takie sympatyczne przypomnienie. Peugeot 208 był kilka miesięcy wcześniej, ale dopiero jak przesiadłem się bezpośrednio z jednego do drugiego to poczułem różnicę. Faktycznie czuć różnicę w prowadzeniu mniejszego Peugeota e208, a większego crosovera  e2008. Teraz widać do czego potrzebne są takie testy.  To co teraz jest wyraźnie wyczuwalne, po kilku tygodniach już będzie niezauważalne. Kolejnym autkiem jest Hyundai Kona. Ciekawe uczucie jak nie ma drążka zmiany biegów. Niby automat i biegów się nie zmienia, ale jednak czegoś brakuje. No cóż, widać jak wielka jest siła przyzwyczajenia. Po Hyundaiu mam Volkswagena ID.3. Tu także nie ma dźwigni zmiany biegów w tradycyjnym miejscu. Wybór biegów dźwigienką przy kole kierownicy. Czyżby hołd dla Trabanta, tam było podobne rozwiązanie. Została Mazda i znów zaskoczenie. Mazda idzie swoją drogą z designem innym niż konkurencja

Wszystkie samochody to wersje elektryczne. Napęd taki sam, ale zupełnie inne pojazdy. Wnętrze, styl, a przede wszystkim warunki trakcyjne warto dobrać do potrzeb zanim dokonamy zakupu. Na koniec miła niespodzianka, do aut testowych dołączyła limuzyna Volvo. 

Ta sama, którą zaczynałem dzisiejszą przygodę. Rewelacja, to czego nie wypadało zrobić na drodze, mogę zrobić na torze.

Wszystkie przejazdy na slalomie zaliczone, więc pora na zmianę konkurencji. Ta część ma bardziej szkoleniowy charakter.

Tu do mojej dyspozycji jest sześć samochodów z napędem hybrydowym. Sam napęd nie jest tu najważniejszy, bo głównym elementem programu jest szarpak. To potoczna nazwa, w rzeczywistości jest to płyta poślizgowa z urządzeniem destabilizującym tor jazdy.  To powinno być w programie nauki jazdy. Kilka prób szybko sprowadzi „mistrzów kierownicy” na ziemię. Dobrze, że można dostać tu opiekę instruktora lub instruktorki. 

W takim razie do dzieła, tego nie da się zrobić teoretycznie czy online. Trzeba wsiąść do samochodu i zmierzyć się z wyzwaniem. Pierwszym z samochodów jest Renault Clio. Teraz wypada zwrócić honor marce Renault. Napisałem, że Renault zaprezentowało się skromnie, a tu na każdej próbie jest ich samochód.

Ruszamy. Przed szarpakiem jest jeszcze jazda po łuku na płycie poślizgowej. Taki drobiazg, który udowodni nam, że szybkość ma znaczenie. Więcej gazu i lądujemy za trasą. Nie ma wyjścia, w kolejnej próbie wystarczyło tylko odrobinę wolniej pojechać i obyło się bez problemów.

Zupełnie inaczej wygląda jazda na szarpaku. Tu już tak łatwo nie jest. W bramkę należy wjechać z prędkością około 40km/h . Wydaje się to bezpieczną prędkością, gdzie nic złego się nie może przydarzyć. Wydaje się, bo w rzeczywistość jest brutalna.  Wjeżdżając w bramkę następuje gwałtowny ruch szarpaka w prawo lub w lewo. W efekcie następuje wybicie z toru jazdy. Teraz naszym zadaniem jest skontrować kierownicą, ewentualnie użyć hamulca i powrócić do naszego toru jazdy. Proste, ale tylko w teorii lub grze komputerowej. W praktyce kręcimy bączka lub inne ewolucje.  Kilka prób i zaczynamy coś kumać. To dopiero początek zabawy.  Wszystkiego można się nauczyć, ale będzie wymagało to ćwiczeń, ćwiczeń i jeszcze raz ćwiczeń. Jedna wizyta na torze pewnie nie wystarczy, aby opanować wszystkie tajniki kontrolowanego poślizgu, ale z pewnością pozwoli nam uświadomić sobie jakie mamy umiejętności. Jeśli mistrzowskie to ok, jeśli nie to czeka nas sporo pracy aby poprawić własne umiejętności, albo noga z gazu.

Nie wiem czemu, ale na torze zostałem sam z instruktorką. Super, ale to znaczy, że chyba czas kończyć zabawę. Patrzę na rządek aut, Renault, Toyoty, Fordy, Volvo, jakby nie patrzyć, to wszystkimi już na tej próbie jeździłem.  Nie ma wyjścia, miło było, ale trzeba przejść do kolejnych zadań.  No tak, ale to już koniec imprezy.

Pozostał mi tylko jeszcze jeden punkt programu jaki chciałem zrealizować. Ford Transit Coustom Plugin-Hybrid. Ciekawa konstrukcja. Dostawczak z litrowym silnikiem i napędem elektrycznym. Przecież to nie powinno działać, a działa i to całkiem dobrze. Ok. nie jest to propozycja dla każdego, w długie trasy to raczej nie ma sensu. Co innego, jeżeli auto jeździ w krótkie trasy.  Czasem, okazuje się, że nie ma wyjścia. Co raz więcej jest stref „zero emisji”, a to wymaga odpowiedniego pojazdu. Tu nasz Ford doskonale wpisuje się wymagania. Zasięg samego napędu elektrycznego wynosi około 50 kilometrów i to powinno wystarczyć do załatwienia spraw w strefie. Wyjeżdżamy przełączamy na benzynę i po sprawie.  Silnik spalinowy podładuje nam akumulatory i możemy wracać do strefy „eko”

W prowadzeniu wielkiej różnicy nie ma, jedynie prędkość maksymalna mniejsza. W ruchu lokalnym, ten parametr nie jest istotny. Ładowność i przestrzeń na ładunek także bez zmian, więc spokojnie można uznać tą wersję Forda za w pełni użytkowy samochód.

Czas na testy dobiegł końca. Podziękowania dla organizatorów i wystawców za wspaniałe wydarzenie. 

Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor