Zakup samochodu jest poważną decyzją, którą najczęściej podejmujemy raz na kilka lat. Spory wydatek, więc trzeba dobrze zastanowić się nad wyborem, szczególnie, że jest z czego wybierać. Jak się za to zabrać. Własne doświadczenia, opinie znajomych plus internetowa wiedza i już wiemy od którego salonu zacząć. Jedziemy i w salonie wszystkie auta się nam podobają. Ładnie wyeksponowane z dobrym oświetleniem mieszają nam w głowie. Przychodzi doradca i zaczyna czarować. W tym momencie dobrze już mieć określone co chcemy, przynajmniej zarys tego. Sprzedawca zazwyczaj ma sporą wiedzę, tylko potrzebuje naszej pomocy o czym ma mówić. Po dłuższej lub krótszej rozmowie, mamy już teoretyczną wiedzę i czas przejść do praktyki, czyli do jazdy próbnej.
Krótka jazda wokół salonu, wiele nam nie powie, ale zawsze coś. Jeśli auto kompletnie nam nie pasuje, to wyjdzie już na pierwszych kilometrach. Subiektywne pierwsze wrażenie, drobiazgi które dla innych są nieistotne lub wręcz są atutami, dla nas mogą być powodem wybrania innego modelu. Poznać auta nie poznamy, ale wystarczy do negatywnej selekcji.
Zakładam, że wynik jest pozytywny i chcemy lepiej poznać samochód. Jak przekonamy sprzedawcę, że jesteśmy poważnym klientem to można porozmawiać o wypożyczeniu auta z salonu. Weekend z wybranym samochodem powinien pozwolić na podjęcie decyzji. Oczywiście nawet jak ten okres wykorzystamy bardzo intensywnie, to nie ma mowy, abyśmy wszystko poznali. Idealnie jakbyśmy mogli wypożyczyć samochód na dłuższy okres, ale takich możliwości raczej nie będzie, no chyba, że kupujemy flotę aut do firmy. Firmowe zakupy rządzą się innymi prawami, a tu szukamy auta dla zwykłego Kowalskiego.
Żeby dobrze poznać auto, to trzeba najpierw jak to mówią „zjeść beczkę soli”. Ja do nowego Kodiaqa podchodzę już trzeci raz i w każdym teście odkrywam coś nowego. Pierwsze spotkanie to trochę zaskoczenie i odkrywanie Kodiaqa na nowo, bo trzeba powiedzieć, że zmieniło się wszystko. Wygląd zewnętrzny i wnętrze. Przemodelowany, a w zasadzie stworzony na nowo.
Największe zmiany są w obsłudze auta. Dźwignia zmiany biegów powędrowała na kolumnę kierownicy. Pokrętła klimatyzacji zyskały nową funkcjonalność jaką jest sterowanie podgrzewaniem foteli. Szybko można się do tych nowości przyzwyczaić, a nawet polubić. Pomysł z przeniesieniem dźwigni biegów całkiem dobry. Łatwiej i szybciej można wybrać kierunek jazdy. O zmianie biegów nie ma mowy. W tej klasie manualne skrzynie już prawie wyginęły, więc chyba nie jest nikt zaskoczony, że jest automatyczna skrzynia biegów DSG. Automat to wygoda, a obawy o ich obsługę to bardzo dawne czasy.
Do nowości dołączył zespół napędowy 1,5 TSI PHEV, czyli hybryda Plug-in. Nie jest to ta taka całkowita nowość, bo Skoda miała już w ofercie taki napęd w modelach z oznaczeniem iV. Wrócił on w nowej gamie modeli co mnie bardzo ucieszyło. Hybryda Plug-in to tak jakby mieć dwa samochody w jednym. Elektryka i spalinówkę. Skoda Kodiaq. Było super, nowy model, nowy napęd w komfortowym wydaniu. Drugie podejście to Kodiaq 2,0 TDI. Duży samochód z dieslem to idealny wybór na długie trasy i to się w pełni potwierdziło. Kodiaq już w podstawowej wersji jest dobrze wyposażonym wygodnym pojazdem, ale Skoda dla klientów przygotowała też sporo opcji dodatkowych, które warto rozważyć. Chociażby fotele z funkcją masażu, które docenimy przy długich trasach. Oczekiwałem, że będzie komfortowo i ekonomicznie. Średnie spalanie na poziomie 6,5 l/100km przy tak dużym aucie jest satysfakcjonującym rezultatem.
Tym razem wróciłem do hybrydowego Kodiaqa. Trzecie podejście. Teraz na spokojnie mogę przyjrzeć się autu i odkrywać jego lepsze i gorsze strony. W trasie było super, ale teraz jest więcej jeżdżenia w mieście. Napęd Plug-in hybrid w mieście jest rewelacją. Praktycznie jeżdżenie za darmo, no prawie, bo prąd też kosztuje.
Spalanie benzyny 0,9l/100km musi się podobać, ale tak fajnie jest do czasu dokąd mamy naładowany akumulator trakcyjny. W pełni naładowana bateria pozwala na przejechanie do 120 km w trybie elektrycznym, ja bezpiecznie przyjmuję, że będzie to około 80 km, a później trzeba gdzieś podłączyć samochód do prądu i tu mogą zacząć się problemy. Jeżeli nie mamy domu, garażu to pozostaje nam korzystanie z publicznych punktów ładowania. Nie jest to najgorsze rozwiązanie, bo bateria ma pojemność 25,7 kWh, więc można ją w miarę szybko naładować. Ładowarka o mocy 50kWh załatwia to w 30 minut. Istotne, że są to ładowarki o średniej mocy i nie najwyższej cenie za kWh. Takiego problemu nie ma jak mamy dostęp do domowej instalacji elektrycznej. Ładowanie potrwa kilka godzin, ale będzie to kosztować grosze.
Życie w mieście niesie też inne niespodzianki. Kodiaq mierzy 4,8 metra długości i 2 metry szerokości. W trasie będzie to atutem. Obszerne wnętrze, duży bagażnik i nie ma co ukrywać, że duże auta zapewniają lepszy komfort. W mieście ten atut potrafi się zamienić w duży problem. Straciłem ponad pół godziny na szukanie miejsca do zaparkowania. Warszawskie osiedle, ilość miejsc ograniczona, a jak coś się trafiło, to niestety nie na tak duży pojazd. Fizyki się nie oszuka, aby zaparkować Kodiaqa potrzebujemy przynajmniej 5 metrów wolnego miejsca. Nie pomogą nam tu nawet najbardziej zaawansowane systemy wspomagania. Cudów nie ma, miejsce musi być większe od samochodu. Jak już takie znajdziemy i będziemy parkować równolegle do krawężnika to przyda się nam funkcja zmiany kąta nachylenia prawego lusterka. Wybieramy bieg wsteczny i lusterko tak się ustawia, abyśmy mogli obserwować co się dzieje przy prawym tylnym kole. Super sprawa, aby nie porysować felg o krawężnik.
Przyjrzałem się Kodiaqowi i faktycznie jest to olbrzym, przynajmniej jak na Europejskie warunki. Coś za coś, przynajmniej nie nabawimy się klaustrofobii.
W środku bogactwo miejsca i jest to zaletą, tak samo jak duży bagażnik. Bez problemu przewieziemy całkiem spore gabaryty, ale co jak mamy tylko małe zakupy ?
Są rozkładane haczyki na bocznych ścianach i wnęki za nadkolami. Jedna zajęta na gaśnice, druga do wykorzystania i faktycznie z niej korzystam. Brakuje jakiegoś systemu do zagospodarowania tej przestrzeni. Haczyki nie rozwiązują sprawy, bo owszem, po bokach umocujemy siatki, ale cały środek jest niewykorzystany. Tak na szybko wrzucić coś do bagażnika nie jest dobrym pomysłem bo będzie się w drodze kołatało. Trzeba sprawdzić akcesoria Skody, czy nie mają jakiegoś patentu.
W części pasażerskiej nie ma tego problemu. Fajnym pomysłem jest dzielony schowek w desce rozdzielczej. W zasadzie to są dwa schowki.
Wróćmy jednak do naszego hybrydowego napędu. Dokąd mamy prąd jest super oszczędnie. Szczególnie podczas jazdy w miejskich korkach. Chciałem to maksymalnie wykorzystać i przechytrzyć system. Wymyśliłem, że w trasie i tam gdzie ruch jest mały, będę korzystać z trybu spalinowego, no i tu pojawił się problem. Wymusić tryb elektryczny jest prosto, wystarczy wybrać EV na panelu sterowania. Gorsza sprawa z trybem spalinowym, Nie ma takiej prostej opcji.
Owszem mogę wybrać tryb hybrydowy, ale układ napędowy i tak pożera prąd. Można ustawić minimalny nieprzekraczalny poziom naładowania baterii i to rozwiązałoby sprawę, gdyby nie pewien drobiazg. Przy ponownym uruchomieniu samochodu całą operację trzeba powtórzyć, bo samochód automatycznie włączy tryb hybrydowy. Działa to identycznie jak systemy bezpieczeństwa. Wyłączymy brzęczyk powiadamiający o przekroczeniu prędkości, a on automatycznie aktywuje się przy uruchamianiu silnika. Ot, taka zabawa w kotka i myszkę.
Kolejny Kodiaq zaskoczył nowymi odkryciami i ciągle jeszcze nie wiem wszystkiego. Chociażby jak podczas jazdy, korzystając z rekuperacji naładować lub chociaż doładować baterię. Jeszcze mi się to nie udało, a podobno jest to możliwe.
No cóż, człowiek uczy się całe życie. Nie zmienia to faktu, że Kodiaq ciągle mi się podoba.
Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor