Auto w Pracy

Slideshow Image

Suzuki jak kot, zawsze chodziło swoimi drogami. Czasem to były osiągi, czasem wygląd auta lub napęd 4x4. Zawsze znalazło się coś, co wyróżniało te samochody. Ciekawe, bo nawet jak już znałem ten model, to i tak potrafił mnie czymś zaskoczyć. Co będzie tym razem? Tym bardziej mnie to intryguje, bo ostatnie propozycje Suzuki były kierowane do statystycznego klienta. Czyli rezygnujemy z minimalizmu, ekstrawagancji i dajemy produkt, który będzie chciało kupić jak najwięcej klientów.

Suzuki S-Cross Full Hybrid występujący też pod nazwą Strong Hybrid. Długa i skomplikowana nazwa, a do tego ten „strong”, który ma mniej koni, niż pozostałe wersje tego modelu. Na szczęście ta nazwa szybko została zamieniona na Full Hybrid. Spotkałem się z pytaniem, że skoro tu jest pełna hybryda, to w innych wersjach jest pół hybrydy. Logiczne pytanie, ale takie nazewnictwo przyjęło się w motoryzacyjnym światku. Dla potencjalnych klientów, to i tak czarna magia. Klient odróżnia, samochód spalinowy, elektryczny i dwie hybrydy. Jedną można podłączyć do prądu i naładować baterie trakcyjne, a w drugim przypadku nie można. W S-Crossie mamy do czynienia z tym ostatnim wariantem. Zaryzykuję stwierdzenie, że rozróżnienie czy jest to mild hybrid, czy full hybrid to już wyższy stopień technicznej wiedzy, którą niewielu chce zgłębić.

Każdy S-Cross z polskiej oferty jest hybrydą. W jednym albo drugim wariancie. Do mnie trafił Full Hybrid i to z automatyczną skrzynią biegów.

Zaczynam od teorii, czyli sprawdzenia danych katalogowych. Długość 4300 mm, szerokość 1785 mm, wysokość 1580 mm. Gabaryty zgodnie z przyjętą filozofią, ani małe, ani duże, tak aby zapewnić wystarczająco dużo miejsca do wygodnego podróżowania, bez narażania się na niewygody szukania miejsca do parkowania. Sprawdzimy czy faktycznie się to udało. Drugą istotną sprawą są osiągi. Silnik o pojemności 1462 cm3 generuje 102 KM, na szczęście jest jeszcze silnik elektryczny o mocy 14 KM. Razem jest to 116 KM. Jak na „strong” to trochę mało. „Zwykły” S-Cross ma 129 KM. Jak na razie, to bez rewelacji, ale to tylko teoria, praktyka może być zupełnie inna.

W takim razie wsiadam do auta i zaczynam kolejną przygodę z Suzuki. Wnętrze znajome. Nowy zestaw elektroniki z centralnym ekranem multimediów wpisuje się w aktualny trend stylizacji wnętrza. Nie wiem czy ładniej, ale faktycznie doklejony ekran jest w miejscu gdzie szybciej odczytamy dane. Niewątpliwie zmiana jest uzasadniona i to bezpieczeństwem, a z tym trudno dyskutować. Plusem są też możliwości tego systemu. Animacja na powitanie, możliwość ustawienia informacji do wyświetlania, a przede wszystkim nowocześniejsza forma graficznego przekazu sprawia, że wnętrze dużo zyskało na tej zmianie.

Reszta wnętrza jakby bez zmian. Fotele dość twarde, wysoko umieszczone siedzisko jak przystało na crossovera/suva. Szybko ustawiam fotel, kierownicę, jeszcze tylko wyregulować lusterka i można ruszać. Samochód w automacie, więc nie trzeba się martwić o sprzęgło i płynne ruszanie. Prosto i wygodnie, ale tu od razu mały minus. Suzuki dało kierowcy możliwość zmiany biegów manetkami przy kierownicy. Ok. czasem się przydaje, chociaż pewnie większość kierowców z tego nie korzysta. Fajnie, że jest, ale dość niefortunnie ustawiono przełożenia w jednej linii. Przy szybkim starcie, ręka przesuwa dźwignie do samego końca, a tam już tryb M, czyli manetki.

Wybieram prostszy wariant, czyli tryb D. Samochód ruszył, nawet sam zmienia przełożenia, chociaż mógłby to robić bardziej niezauważalnie. Dynamika też nie rzuca na kolana, ale tego się spodziewałem. 116 KM przy tych rozmiarach i masie całkowitej 1810 kg nie może skończyć się inaczej. W wyścigach tym autem nie wystartujemy, no chyba, że będzie to wyścig o najniższe spalanie. Zanim ocenię spalanie, to trzeba trochę pojeździć. Mam trochę spraw do załatwienia w Warszawie, więc akurat dobrze się składa. Mam wrażenie, że zalety SUVa, czyli wyższe zawieszenie jest bardziej przydatne w mieście niż poza nim. Krawężniki, dziury i spowalniacze nie robią na nas wielkiego wrażenia. Mocy też wystarcza, bo do warunków jakie panują na ulicach wiele jej nie trzeba.

Sprawdzam średnie spalanie i wychodzi mi 5,1l/100km. Całkiem dobry wynik jak na Warszawę.  Przy tych gabarytach jest się z czego cieszyć. Tajemnica tego rezultatu tkwi właśnie w hybrydowym zespole napędowym. Ruszanie odbywa się w trybie elektrycznym, a właśnie podczas niego silnik spalinowy zużywa najwięcej paliwa. W hybrydach zużywamy tylko prąd, który odzyskamy podczas jazdy, więc hybrydy mają sens. Można bawić się i próbować jak najwięcej poruszać się w trybie elektrycznym. Można, ale i tak zostawiam tą zabawę elektronice. Niech komputery same liczą kiedy najlepiej który silnik włączyć i ile na jakim napędzie przejechać. Zrobią to lepiej ode mnie. Ja bym tylko chętnie wyłączył i to na stałe system start-stop, niestety tak się nie da.

S-Cross ma bagażnik o pojemności 293 litrów. Wygląda na więcej. Pewnie to ze względu na dużą powierzchnię podłogi. Na zakupy wystarczy, a w razie potrzeby można złożyć oparcia tylnej kanapy.

Prowadząc S-Crossa mam wrażenie, że auto jest zdecydowanie większe niż faktyczne wymiary. W zasadzie to czuję jakbym jechał olbrzymią terenówką. Trochę w tym iluzji przez wyraźnie widoczną maskę auta. Przetłoczenia na niej jeszcze potęgują to wrażenie. Dla mnie to plus, łatwiej ogarnąć wymiary auta. Jakby co to mam jeszcze kamerkę 360⁰ i to już rozwiązuje wszystkie problemy z parkowaniem, czy innymi manewrami wymagającymi precyzji. Kolejne sprawdzenie średniego spalania potwierdza pierwsze pomiary. 5,1l/100km, jest dobrze.

Czas ruszyć w trasę. Trafiło mi się jechać w nocy i przyznam, że światła ładnie oświetlają drogę. Na długich to widać jak w dzień, kolejny plusik trafia dopisuję na konto S-Crossa. Kilka godzin za kierownicą nie wywołuje jakiegoś specjalnego zmęczenia. Sprawdziły się fotele przy których zastanawiałem się, czy nie są zbyt twarde. Okazało się, że w długiej podróży jest to dobre rozwiązanie.

Pewnie wszyscy czekają co z tą mocą, czy 116KM wystarcza. Do spokojnej, a zwłaszcza oszczędnej jazdy w zupełności. Jeśli lubimy szybszą i bardziej dynamiczną jazdę to niestety mało. Trochę sytuację poprawiają  łopatki zmiany biegów, redukcja przełożeń pozwoli ożywić auto, ale to takie średnio praktyczne rozwiązanie. Większość osób kupuje samochód z automatyczną skrzynią, aby mieć spokój ze zmianą biegów. Według danych producenta przyśpieszenie od 0 do 100km/h wynosi 12,7 s. Rewelacji nie ma.

Zupełnie inna sytuacja jest ze spalaniem. Średnia w trasie wychodzi mi poniżej 5 litrów, jakieś 4,7l/100km. To średnia, kiedy nie zastanawiam się nad spalaniem, a co będzie jakby się tak przyłożyć do oszczędności. Trzeba spróbować. Założyłem, że jadę zgodnie z przepisami, tyle ile można, ale pamiętając o przewidywaniu tego co się wydarzy, aby odpowiednio wcześnie zdjąć nogę z gazu.

Wynik nieco mnie zaskoczył. 3,5l/100km przy w miarę normalnej jeździe. Próbowałem zejść jeszcze niżej i udało mi się przekroczyć granicę 3 litrów. Trudno tylko wtedy mówić o normalnej jeździe. Szybko powróciłem do przedziału 3,5 – 4,0l/100km. Spokojnie mogę powiedzieć, że S-Cross Hybrid potrafi być oszczędnym autem w eksploatacji. Gorzej wygląda to przy zakupie. S-Cross Hybrid jest droższy od tzw. miękkiej hybrydy. Na szczęście różnica nie jest duża, jakieś 10%, więc jeśli szukamy samochodu „niejadka” to jest to interesująca propozycja.

Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor