Auto w Pracy

Slideshow Image

Renault Captur jest jednym z moich ulubionych samochodów. Chyba nie tylko ja tak mam, bo akurat Capturów na mieście nie brakuje. Nie dziwię się, bo jest to wyjątkowo poręczne auto. Wiadomo, że nie ma auta do wszystkiego, ale ten model Renault potrafi odnaleźć się w naprawdę w wielu rolach.

Zacznę od gabarytów. Długość 4227mm, szerokość 1779mm i wysokość 1576mm. Wydawałoby się, że nie tak dużo, a miejsca w środku sporo. To zasługa, tego, że Captur jest crossoverem, czyli trochę wyższym samochodem niż zwykła osobówka. Z tego, wynika też kolejny atut jakim jest wyżej usytuowane miejsce kierowcy. Raz, że z góry więcej widać, dwa, że dużo łatwiej wsiadać i wysiadać z samochodu. Młodym to bez różnicy, ale starsi bez wątpliwości to docenią.  

Miejsca w środku też nie brakuje. Przednie fotele zawsze oferują dość komfortowe warunki i tak jest i w Capturze, W tym modelu także i z tyłu miejsca nie brakuje.

Skupiam się jednak na miejscu kierowcy, bo z niego najczęściej korzystam. Przednie fotele dość mocno wyprofilowane, ale bez uciążliwości jak w przypadku foteli kubełkowych. Łatwo wsiąść i wysiąść, a trzymanie całkiem dobre. Regulacja ustawień może nie oferuje cudów, ale bez problemów ustawiłem optymalną dla siebie pozycję. Teraz tylko wyregulować lusterka i można przymierzać się do obsługi przyrządów.

Jak to w Renault, na środku konsoli duży ekran multimediów. W zasadzie to taki standard w tej marce. W zależności od poziomu wyposażenia oferuje mniej lub więcej funkcji. Mój egzemplarz  jest dość bogato wyposażony, ale masażu w siedzeniach nie ma. Ok. w tym modelu Renault nie oferuje tej funkcji, nawet nie ma na liście płatnych opcji. Jest za przyzwoite nagłośnienie, klimatyzacja, nawigacja i trochę bajerów jakie daje cyfrowy zestaw wskaźników. Dobrze, że jest możliwość ustawienia nawigacji na panelu zegarów, z tego akurat często korzystam. Generalnie to wnętrze w dzisiejszej wersji jest takie samo jak w poprzednich  Capturach, które u mnie gościły. W sumie po co zmieniać coś, co jest dobre i funkcjonalne.

Do tego kilka fajnych stylistycznie detali, takich jak wisząca półeczka pod manetkę skrzyni biegów.  Pewnie nie wspomniałem jeszcze, ale ten Captur jest w automacie, co nawet nie powinno dziwić. Kiedyś automatyczna skrzynia biegów była luksusem zarezerwowanym dla klasy wyższej, teraz możemy zamówić ją prawie w każdym samochodzie. Nie będę ukrywał, że jest to wygodne rozwiązanie, szczególnie właśnie w mniejszych samochodach, które najczęściej poruszają się w miejskim środowisku.  Dla leniwych, przydałby się jeszcze asystent parkowania, ale mnie w zupełności wystarcza kamerka.

Niby wszystko wygląda znajomo, bo różnica od poprzedników schowana jest pod maską. Ten Captur to E-Tech Full Hybrid. Dość długa nazwa, a wszystko przez to, że narobiło się kilka różnych systemów hybrydowych i trzeba je było jakoś odróżnić. Nawet Captur może być mild hybrid lub full hybrid. W użytkowaniu to niewielka różnica, żeby nie powiedzieć żadna. W obu przypadkach kierowca nic nie musi robić, a nawet nie ma takiej możliwości, aby ingerować w ten układ. W przypadku hybryd typu plug-in to jest możliwość doładowania baterii trakcyjnej. W przypadku „mild” lub „full” hybrid takiej możliwości nie mamy. Bateria ładuje się podczas jazdy, a samochód sam wie kiedy ma z niej czerpać energię. W pełnej hybrydzie można wymusić elektryczny tryb jazdy, ale praktycznie z tego nie korzystam, bo samochód i tak wie lepiej, kiedy jest to potrzebne. Ruszanie zazwyczaj w trybie elektrycznym i to faktycznie się sprawdza. Akurat przy ruszaniu spalanie zawsze jest kosmiczne, więc jeśli zrobimy to z napędem elektrycznym,  powinno znacząco wpłynąć na zużycie paliwa. Zobaczymy, na razie trzeba trochę pojeździć i poznać, co autko potrafi w ruchu.

W mieście, tak jak myślałem. Bez trudności parkuję w opuszczone przez inny pojazd miejsce, a to już duży plus. Krawężniki też nie są mi straszne, bo jak na crossovera przystało, zwiększony prześwit pozwala wjeżdżać na wyższe przeszkody. Za miastem, te cechy też się przydają. Co prawda Captur terenówką nie jest, nawet nie ma zamiaru tego udawać, ale te kilka centymetrów więcej prześwitu potrafi uratować nas od opresji. Już zjazd na pobocze potrafi zaskoczyć, a co dopiero polne drogi. Koleiny czy błotko, to nic zaskakującego na nieutwardzonych drogach. Szkoda, że nie ma opcji 4x4.

Trochę kilometrów już nim zrobiłem, więc pora napisać jak ten model jeździ. Walory trakcyjne całkiem fajne. Jak na rodzinny samochodzik to 145KM w zupełności wystarcza, aby być zadowolonym. Prędkość maksymalna wynosi 170km/h, może nie jest to imponujący wynik, ale teoretycznie więcej nie wolno, więc nie będę się czepiał. Ważniejszym parametrem jest przyspieszenie. Od 0 do 100km/h,  zajmuje 10,6 sekundy. Dobry wynik.  Z takimi osiągami bez problemu wyprzedzam wolniejszych uczestników ruchu. W takich przypadkach, szybkość jest atutem i poprawia bezpieczeństwo.  W mieście, może jest to trochę mniej istotne, chociaż czasem chcąc dopasować się do tempa warszawskiego ruchu czuję się jakbym brał udział w wyścigu. Z resztą, zawsze lepiej mieć więcej mocy niż mniej, przecież nikt nie zmusza do wykorzystania pełnego potencjału.

Korzystanie z dostępnej mocy ma też swoje konsekwencje. Rachunek za to zobaczymy podczas tankowania. Przyznam, że rozrzut średniego spalania jest u mnie olbrzymi. Od 4 do 8l/100km i są to wyniki z realnych warunków drogowych. Spalanie czterech litrów z hakiem nie wymaga jakichś specjalnych zabiegów.

Wystarczy spokojna jazda zgodna z przepisami. Bez gwałtownego przyspieszania podczas wyprzedzania, czy dynamicznych startów. Zrobienie 8l/100km, także nie wymaga wiele trudu.  Renault oferuje wybór trybu jazdy. Wybieramy „sport” i korzystamy z tego co fabryka dała.

Oczywiście, przy pełnej mocy, można poprawić ten wynik.

Dla mnie realne spalanie mieści się pomiędzy 5 a 6l/100km. Ciągle nie udało mi się opanować jazdy hybrydami Renault w taki sposób, aby uzyskać powtarzalność wyników. Wygląda na to, że auto jest wyjątkowo podatne na styl jazdy kierowcy.

Renault Captur E-Tech jest najdroższą pozycją w cenniku tego modelu. Wersja wyposażenia E-Tech engineered to szczyt drabinki z cenami. Taki model wyceniony jest na 131800 zł.  To prawie 50 tys. więcej od bazowej wersji TCe90.  Czy jest to dużo? Przy obecnych cenach, gdzie średnia  zakupu nowego auta w salonie wynosi 174 tys. złotych wygląda to na promocję. Niestety nominalnie kwota robi wrażenia.

Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor