Auto w Pracy

Slideshow Image

Suzuki jest marką, która wyłamuje się z szablonu. Samochody tej marki mają coś, po czym od razu można je było przypisać do Suzuki. Nawet jak wszystko wyglądało, że jest zgodne z obowiązującym stylem, to i tak jakiś detal kierował nas do odpowiedniego salonu.  Od niedawna, wygląda, że strategia się zmieniła. Co prawda, zewnętrznie auta dalej są trochę inne od konkurencji, ale filozofia projektowania już inna. Koniec z eksperymentami typu Kizashi, a szkoda bo był to bardzo ciekawy model. Teraz Suzuki przyjęło inną strategię, u podstaw której leży chyba statystyka.

Jak to działa? Bierzemy projekt i sprawdzamy co sprzedaje się w tym segmencie. Odrzucamy skrajne oczekiwania, czyli wszystkie och i ach, przysłowiowe golasy też odpadają. Zostaje dokładnie to co kupuje większość klientów. Teraz wystarczy zebrać to w całość i stworzyć odpowiednie wersje wyposażenia. Bogatą i bogatszą, ale bez przesady, pamiętajmy, że lista życzeń nie obejmuje skrajnych pozycji. Zasada ta, dotyczy nie tylko wyposażenia, obejmuje cały projekt.

Jak postawiłem taką hipotezę, to warto byłoby ją sprawdzić. Do testu, całkiem przypadkowo trafił się nowy S-Cross Mild Hybrid.

Zacznijmy od wyglądu. Średnich rozmiarów SUV. Długość 4300mm, szerokość 1785mm i wysokość 1580mm. Jakby nie patrzeć, rozmiary to średnia statystyczna w tym segmencie, takie ani duże, ani małe. Czyli takie które zapewniają maksymalną funkcjonalność przy zachowaniu kontroli nad kosztami. Pierwszy punkt dla mnie. Drugi zdobywam za charakterystyczny wygląd S-Crossa.

Takie połączenie baroku z nowoczesnością.

No to teraz zobaczmy co kryje się pod maską. Hybrydowy układ z silnikiem spalinowym o pojemności 1373 cm³. Znów jedziemy środkiem. Wiele osób nie ma zaufania do silniczków 1,0 ze sporą liczbą koni. Jeżeli klienci mają obawy o trwałość takich małych jednostek napędowych, to 1,4 już będzie ok. Większa pojemność silnika i owszem, na liście życzeń pewnie by się znalazła, ale na liście zakupów już raczej nie.

Silnik spalinowy generuje moc 129KM  i znów historia się powtarza. Serce mówi więcej mocy, ale rozum podpowiada, że tyle wystarczy do sprawnej jazdy. S-Cross to hybryda w wersji mild hybrid, czyli jest silnik elektryczny o mocy 10KW który wspomaga układ napędowy, ale robi to całkowicie niezależnie od naszej ingerencji. Nie ma potrzeby, ani możliwości doładowania baterii w aucie. Olbrzymiej różnicy w osiągach czy spalaniu nie ma, ale w przeciwieństwie do hybrydy typu plug-in nie kosztuje krocie. Klient chce być eco, to  proszę bardzo, spełniamy to życzenie.

Wnętrze, typowe dla Suzuki. Można powiedzieć klasyka, w różnych modelach spotkamy kompilację tych samych elementów. Wygląda to tak, jakby Suzuki miało obowiązkowy zestaw modułów do wykorzystania w każdym samochodzie. Ostatnio, pojawiło się trochę nowych elementów, co urozmaiciło gamę.

W S-Crossie jest to nowy monitor multimedialnej stacji. Od razu rzuca się w oczy i całkiem słusznie. Poprzedni ekran był bardzo ładnie wkomponowany w deskę rozdzielczą, ale czas robi swoje. Teraz jest moda na większe monitory doklejone do kokpitu. Osobiście, wolałem stare rozwiązanie, ale przyznać muszę, że te doklejone tablety są bardziej funkcjonalne. Są umieszczone wyżej, bardziej na linii wzroku no i mają większą powierzchnię.

Reszta jakby bez zmian. Zestaw zegarów przed kierowcą nie uległ zmianie. Obrotomierz, szybkościomierz i ekran komputera pokładowego, wyświetlający wybrane przez nas informacje. Ekranik nie jest duży, ale to, czego faktycznie potrzebujemy jest. Przynajmniej prosto i czytelnie. Bajerów nie znajdziemy, co pewnie jest spowodowane tym, że ten system ma już swoje lata. Debiutował w modelu Baleno.

Na cyfrowy zestaw wskaźników na razie nie ma co liczyć. Dla wszystkich za drogo, a pakować się w koszty, aby dać to w dodatkowej opcji wyposażenia dla nielicznych, dość ryzykowne.

Wnętrze S-Crossa to znów kompromis. Jest ładnie, ergonomicznie i już w podstawowej wersji mamy dość bogate wyposażenie.  W zasadzie, to bazowa wersja „Premium” zawiera to czego szukają klienci. Pozostałe wersje „elegance” i „elegance sun” oferują jeszcze kilka udogodnień, ale nie jest to skok na inną półkę. Nawet za dopłatą nie dostaniemy elektrycznie sterowanych foteli z pamięcią ustawień, skórzanych foteli czy systemu samoparkującego.  Nie ma co narzekać, praktyczne Suzuki wie co kierowca potrzebuje. Są czujniki parkowania, kamera, możliwość integracji smartfona z autem, czujnik deszczu itd.

Chciałoby się powiedzieć, auto praktyczne aż do ból, a tu niespodzianka. Suzuki oferuje wersję z napędem 4x4. Dla mnie nie jest to zaskoczeniem, bo napęd na cztery koła to prawie jak drugie imię marki. Jednak ci, którzy nie znają marki mogą być zaskoczeni, że w tej klasie można kupić auto z takim napędem. Co więcej, cena nie jest zaporowa. Około 10% wartości auta. W tej sytuacji warto rozważyć taki wybór. Oczywiście nie pod kątem wypraw w teren, bo dobry napęd 4x4 nie wystarczy, aby stać się pogromcą bezdroży. W SUVach napęd na cztery koła ma inne zadanie. Podnosi nasze dobre samopoczucie i dodaje pewności podczas jazdy w trudniejszych warunkach, na leśnych czy polnych drogach. Zimą też docenimy jego zalety.  Czy faktycznie jest on niezbędny, raczej nie. Dobry kierowca z doświadczeniem, poradzi sobie bez 4x4, ale nie wszyscy mieli okazję je zdobyć i wtedy  4x4 może być na wagę złota.

Osobiście, rzadko zdarza mi się włączyć 4x4. Znam auto i wiem co potrafi i powiem, że poruszając się ogólnie dostępnymi drogami trudno spotkać takie warunki, które wymagałyby skorzystania z przycisku „lock”.  Barierą jest świadomość, że najsłabszym punktem będą opony. Bez odpowiednio agresywnego bieżnika i tak utkniemy w błocie.  Mimo wszystko lepiej mieć, niż nie mieć. Nigdy nie wiadomo co spotkamy na trasie.

Kolejnym punktem oceny jest spalanie. Kupując hybrydę liczymy na oszczędności. S-Cross to mild hybrid, czyli napęd elektryczny tylko wspomaga silnik spalinowy. W tym układzie nie ma wielkiej redukcji spalania, ale każdy litr oszczędności się liczy. Jeśli chcemy niższego spalania, to musimy nauczyć się jeździć hybrydą. Oszczędzamy wtedy, kiedy pracuje silnik elektryczny, a do jego zasilania potrzeba prądu i tu zaczynają się schody. Baterie w hybrydach mają małą pojemność, na szczęście są doładowywane w trakcie jazdy.  Teraz wystarczy poznać kiedy jest to najbardziej efektywny proces i dać autu szanse na uzupełnienie energii. Pomocny, szczególnie na początku poznawania hybrydy jest ekranik pokazujący przepływy energii. Od razu widać czy zużywamy, czy pozyskujemy energię.

Jak się to przekłada na spalanie? Rozpiętość wyników jest ogromna. W trasie, przy spokojnej jeździe moja średnia jest w okolicach 5l/100km. Raz mniej, raz trochę więcej. Jak ktoś chce, może bawić się w ecodriving i widzę tu jeszcze spore pole do oszczędzania.  Zdecydowanie szybsza jazda, np. na autostradzie przekłada się u mnie na spalanie o dwa litry większe. Oczywiście nie jest to górna granica możliwości, bo prędkość maksymalna auta wynosi 195km/h i nie sprawdzałem jego apetytu przy takiej prędkości.

Miasto jest najtrudniejszym miejscem do oszacowania spalania. Tutaj uzyskuję całkowicie różne wyniki w zależności od natężenia ruchu, długości trasy, czy stylu jazdy.  Moja średnia to jakieś 7l/100km co jak na Warszawę uważam za przyzwoity rezultat. Jest to też zasługą hybrydowego napędu, który w takich warunkach ma najwięcej pracy.

Wyniki spalania także potwierdzają postawioną hipotezę.  Nie są rewelacyjne, ale na tyle dobre, aby klient był zadowolony. Podobnie jest z osiągami. Vmax 195km/h wrażenia nie robi, ale przecież i tak nie bardzo jest gdzie jeździć z taką szybkością. Przyspieszenie od 0-100km/h w 10,2 sekundy nie ustawi nas w wyścigu do roli faworytów, ale pozwoli na sprawne wyprzedzanie. Czyli znów, Suzuki wie i daje to, co klient potrzebuje. Czyżby tam już zatrudniono sztuczną inteligencję?

Na koniec jak zwykle o pieniądzach. Nowego S-Crossa kupimy w salonie już od 99900 zł. Warto zauważyć, że już podstawowa wersja będzie przyzwoicie wyposażona.  Pewnie i tak coś jeszcze dołożymy z listy opcji dodatkowych, więc cena przekroczy magiczną stówkę, ale i tak w porównaniu z konkurencją, końcowa cena będzie wyglądać na promocje.

Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor