Mówi się, że ludzie kupują oczami. W przypadku owoców to z pewnością działa, ale z samochodami już tak nie jest. Gdyby tak było, Skoda Enyaq królowała by na ulicach. Potężny SUV o pięknej sylwetce. Oczywiście to moja subiektywna ocena. Już pierwsze zdjęcia, zapowiadające nową Skodę wyglądały interesująco, ale samochód w realu wygląda jeszcze lepiej.
Masywna sylwetka z płynnie poprowadzoną linią nadwozia która nadaje jej sportowego charakteru. Jeżeli celem projektantów było, aby auto kojarzyło się z solidnością, bezpieczeństwem, to cel został osiągnięty. Tak samo, jak sugestia, że Enyaq jest dynamicznym samochodem. Czy kilka dni ze Skodą to potwierdzi ?
Zacznijmy od początku. Pierwsze bliższe spotkanie z tym modelem nastąpiło podczas jazdy próbnej w Bohemia Motors. Relacja z jazdy próbnej
Warto było, bo model na tyle mnie zainteresował, że postanowiłem przyjrzeć mu się bliżej i zweryfikować moje spostrzeżenia w warunkach codziennego użytkowania auta.
Termin odbioru auta ustalony i nawet dobrze się składa, bo w tym dniu mam spotkanie w Płocku, czyli Skoda ruszy w trasę. Z Warszawy do Płocka jest około 120 kilometrów w jedną stronę, więc nie powinno być problemów. Co prawda moja Skoda Enyaq IV 60 ma mniejszą baterię niż ta którą jeździłem w salonie, ale jak pamiętam jej zasięg to coś koło 400km. Na wszelki wypadek sprawdzam, jaki jest zasięg według producenta. 412 kilometrów przy pełnym naładowaniu akumulatora. Wychodzi prawie 200 kilometrów zapasu.
Przyjeżdżam po samochód, uruchamiam i coś się nie zgadza. 275 kilometrów zasięgu, a bateria w 100% naładowana. Nie ma co się przejmować, pewnie ktoś pojechał bardzo dynamicznie i komputer od takich parametrów wyliczył przewidywany zasięg. Będę jechał spokojnie, to sytuacja się poprawi.
Najpierw do domu. Koreczek, jak to w Warszawie. Przejmować się tym czy nie ? Ostatnio jak jeździłem hybrydą, to w korkach spalanie było super na poziomie 3 litrów/100km. Od razu pierwsze skojarzenie, że w pełnym elektryku będzie jeszcze lepiej. Niestety to tak nie działa. Super wynik w hybrydzie, był dlatego, że samochód znaczną część trasy pokonał na energii elektrycznej, a patrzyłem tylko na spalanie benzyny. Teraz wszystko idzie z baterii i na wyświetlaczu ubywa mi zasięgu. Nie jest dobrze, bo liczyłem, że przy spokojnej jeździe zasięg wzrośnie, a tu jeszcze spadł. Zostało 260 kilometrów, prawie na styk.
Zdecydowałem się jechać i decyzji nie zmienię, ale przygotuję się do tej drogi. Najpierw wybieram najkrótszą trasę. 116 km, nie dużo mniej, ale zawsze coś. Drugi ruch, to sprawdzenie, gdzie na trasie są ładowarki. Po drodze, to wielkiego wyboru nie mam, ale są dwie w Płocku. Do jednej z nich mam już kartę na ładowanie samochodu, do drugiej pobieram aplikacje na telefon, bo bez tego nici
z ładowania. Jestem przygotowany, więc czas ruszać.
Liczę jednak, że przy spokojnej jeździe powinno się udać przejechać bez ładowania. Elektryczny, czy spalinowy to zasady podobne. Szybka i dynamiczna jazda powoduje większe zużycie paliwa lub energii.
Drogi lokalne nie zachęcają do mocno szybkiej jazdy, może i dobrze. Nawet jak bym chciał to i tak mega szybko Enyaqiem nie pojadę. Prędkość maksymalną ograniczono do 160km/h. Myślę, że wynika to z ekonomii, aby utrzymać w miarę przyzwoity zasięg pojazdu. Przy większej prędkości wzrasta też zużycie energii, więc jadąc z maksymalną prędkością szybko mogłoby jej zabraknąć. Mimo wszystko, przy tym wyglądzie auta, mogli zostawić przynajmniej 180km/h. Nie żebym zachęcał do łamania przepisów, ale przy wyprzedzaniu istotna jest różnica prędkości pomiędzy wyprzedzanym, a wyprzedzającym. Czym większa, to szybciej zakończymy manewr, no chyba , że chcemy wziąć udział w wyścigach słoni na autostradzie (oczywiście niemieckiej, jakby się ktoś czepiał). Na szczęście nie ograniczono przyśpieszenia. Skoda rozpędza się od 0 do 100km/h w 8,8 sekundy. Dobry wynik, zwłaszcza, że robi to bardzo płynnie. W sumie, to nawet zbyt delikatnie, aby poczuć moc brakuje ryku silnika, albo przynajmniej pomrukiwania. Tutaj panuje cisza, dobre wyciszenie wnętrza tłumi także dźwięki dochodzące z zewnątrz. Jeśli nie potrzebujemy doładowującej dawki adrenaliny, to docenimy te właściwości. Jazda nie powoduje zmęczenia. Komfortowe zawieszenie, ergonomiczne wnętrze i duża porcja wyposażenia dbającego o naszą wygodę. Elektryczne sterowanie foteli, olbrzymi 13” wyświetlacz, oczywiście nawigacja, klimatyzacja itd. Patrząc w cennik to wychodzi, że wyposażenie dodatkowe kosztowało 47500 zł. Suma robi wrażenie, więc ciekawe czym miłym mnie jeszcze autko zaskoczy.
Przyzwyczaiłem się, że w Skodzie mam cyfrowy zestaw zegarów z możliwością ustawienia takiego zestawu danych jakich potrzebuję. Tu malutkie okienko przed kierowcą trochę mnie zdziwiło, ale może tyle wystarczy jak jest ten olbrzym na środku. Sytuacja zmieniła się po uruchomieniu silnika, bo na szybie pojawiły się dodatkowe informacje. Wyświetlacz head up jest doskonałym dopełnieniem zestawów wskaźników. Bezpośrednio na linii wzroku mam informację o aktualnej prędkości i strzałkę z nawigacji gdzie jechać. Dla mnie to wystarczy, ale jest jeszcze kilka informacji, np. informacja o ograniczeniach prędkości.
Wróćmy jednak do pierwszej mojej podróży Enyaqiem. Relaksująca jazda, ale cały czas kontroluję ile zostało zasięgu. Komputer pewnie też to kontroluje, ale pomimo spokojnej jazdy nie przekłada się to na skokowy wzrost zasięgu. Mam jednak wrażenie, że przejechałem więcej kilometrów niż ubyło zasięgu, więc jest dobrze. W Płocku pokazuje, że energii pozostało na 160 kilometrów. W takim razie obejdzie się bez ładowania. Droga powrotna w tym samym stylu, czyli ecodriving. Ciekawe czy to przypadek, ale po drodze jak nigdy pakują mi się pod koła zwierzęta. Gdybym jechał szybciej to miałbym na sumieniu kota i lisa. Oba przespacerowały przez drogę jakby samochodu nie słyszały, co w przypadku elektryka nie dziwi, ale powinny go widzieć. Może też potrzebują czasu, aby przyzwyczaić się do elektryków.
Wjeżdżam do Warszawy i zapala się lampka rezerwy. Prądu zostało jeszcze na 50 kilometrów. Sukces, udało się pokonać trasę na jednym „baku”. Teraz pozostało uzupełnić akumulatory. Dzisiaj tego nie zrobię, ale skoro przejeżdżam obok punktu ładowania to sprawdzę jak działa dziś założona aplikacja. Apka pokazuje, że aktualnie tylko jedno stanowisko jest zajęte, a trzy wolne, więc można jechać.
Faktycznie są wolne miejsca, podłączam przewód (trzeba mieć własny), klikam ładuj i patrzę co się stanie. Lampki mrugnęły i ładuje. Od razu sprawdzam ile czasu to zajmie. Pokazuje mi 4,5 godziny. Jest 23, więc spędzenie nocy na pustym parkingu mi się nie uśmiecha. Ładowarka ma moc 22KW, dlatego taki czas ładowania. Są szybsze, ale trzeba pamiętać, że im szybsze ładowanie to wyższa cena za pobranego kilowata. Wytrzymałem kwadrans, a rano sprawdzę jak działa szybsza stacja ładowania.
Dzisiejsze zadanie to naładować akumulator do pełna. Tym razem wypróbuję kartę do ładowania. Dobrze się składa, bo stacja z tej sieci jest w pobliskim centrum handlowym. Plan jest taki, aby podłączyć samochód, a samemu iść na zakupy. Ciekawe czy uda się to zrobić.
Stacja jest na parkingu podziemnym. Ciężko trafić, ale pomimo marnego oznakowania trafiłem. Do wyboru dwie szybkości – 43KW, 63KW.
Najwolniejsza 43KW ma dwa razy więcej mocy niż ta wczorajsza, czyli powinna naładować baterię dwa razy szybciej. Podłączam i oczom nie wierzę, czas do naładowania baterii – 4,25 godziny. Nie, no tyle czasu na zakupy to przesada, zwłaszcza, że nic nie chcę kupić.
Zamieniam przewody, tu nie trzeba mieć własnych. Ładowarka o mocy 63KW, więc sprawdzam jak zmieni się czas ładowania. Różnica jest ogromna, ładowanie ma zająć tylko 1,05 godziny. Akurat tyle wystarczy mi, aby zwiedzić centrum handlowe. Inna sprawa, że cena też uległa drastycznej zmianie. Teraz 1KW kosztuje 2,09 zł, przy wolniejszym wariancie za 1KW trzeba zapłacić 1,29zł. Czy to się jeszcze opłaca ? Będę obserwował informacje o zużyciu energii, to pewnie się dowiem.
Po godzinie, wracam do auta. Brakuje jeszcze kilka procent, więc poczekam. Czekanie też ma swoją cenę. Za każdą minutę powyżej limitu (60 minut) muszę zapłacić 40 groszy. Potrzebowałem jeszcze kwadrans , aby wyjechać w pełni naładowanym samochodem.
Przewody odłączone, akumulator 100%, a zasięg 280 kilometrów. Do obiecanych 400 km sporo brakuje.
Jest prąd, to można ruszać na miasto. Tu samochody elektryczne mają szczególne względy. Można legalnie korzystać z buspasów i nie trzeba płacić za parkowanie. W Warszawie, gdzie za godzinę parkowania trzeba płacić 5 złotych to taki bonus jest wymierną korzyścią. Niestety te bonusy mają termin ważności. Dokąd są trzeba korzystać.
Miejskie środowisko jest wymarzone dla Skody Enyaq, Bezstopniowa skrzynia biegów zapewnia płynna jazdę, moc pozwala na dynamiczną jazdę, same plusy. Miałem obawy jak takie duże auto poradzi sobie z manewrami. Okazało się, że nie ma z tym problemów. Jest niezwykle zwrotne, nawet parkowanie jest dość łatwe. Wystarczy znaleźć odpowiednio duże miejsce, ale wbrew pozorom, nie trzeba go aż tak dużo jak myślałem. Sprawdziłem rozmiary auta, 4649 mm długości i sprawa łatwego parkowania się wyjaśniła. Wygląda na większe niż jest.
Oczywiście trzeba docenić pracę czujników i kamery cofania.
To, że mierzy kilka centymetrów mniej, niż myślałem, nie oznacza, że gdzieś brakuje miejsca. Wprost przeciwnie.
Kierowca ma dużo miejsca, a i pasażerom tylnej kanapy też go nie zabraknie.
Bagażnik także godnych rozmiarów - 585 litrów. Jeżeli potrzebujemy więcej przestrzeni, to możemy złożyć oparcia tylnej kanapy.
Minusem jest brak płaskiej powierzchni uzyskanej przestrzeni.
Za to plusem bagażnika jest schowek na przewody do ładowania.
Co ciekawe, domowa ładowarka ma dwa przewody do podłączenia. W zależności czym dysponujemy, to wybieramy albo zwykłe gniazdko 230V, lub gniazdo trójfazowe 430V. Dostęp do domowego gniazdka jest wygodną opcją, ale nie ma nic za darmo, czas ładowania drastycznie się wydłuża. Pełne ładowanie trwa ponad 10 godzin.
SUV ze swojej natury powinien czuć się świetnie w lekkim terenie. Enyaq jednak do nich nie należy. Jak musi, to da radę.
Śmiało możemy zapuszczać się na drogi nie utwardzone, ale pamiętajmy o gabarytach i masie auta, zwłaszcza w wersji bez napędu 4x4. Atutem jest spora moc jaką dysponuje auto, co pozwala na pokonanie przeszkody rozpędem. Jakby nie było, na działkę czy piknik dojedziemy.
Sprawdziłem w różnych warunkach, teraz czas podjąć decyzję. Samochód bardzo wygodny, ale żeby korzystać ze wszystkich jego zalet, trzeba spełnić kilka warunków. Po pierwsze musiałbym mieć stały dostęp do prądu, przynajmniej do zwykłego gniazdka 230V, po drugie ciągle trzeba pamiętać o dość ograniczonym zasięgu. Długa trasa wymaga planowania. Oczywiście można te punkty pominąć i zdać się na ogólnodostępne płatne ładowarki. Jest ich już sporo, a część o sporej mocy, co radykalnie skraca czas ładowania. Niestety w takim przypadku, nie można już mówić o oszczędnościach, ale czy kupując samochód za ponad 200 tys, oszczędności są najważniejsze ?
Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor