W tamtym roku miałem okazję poznać Skodę Scala i zapadła mi w pamięci jako bardzo zgrabne autko do codziennego użytku. Minął rok i warto sprawdzić, czy było to tylko zauroczenie nowością, a może potwierdzi się pierwsze bardzo dobre wrażenie.
Wygląd zewnętrzny, poza kolorem, się nie zmienił, co nie powinno dziwić. Za mało czasu upłynęło od debiutu, więc nadwozie się nie zestarzało. Klasyczny kształt z ładnie poprowadzoną linią dalej mi się podoba. Zielona Skoda miała białą tapicerkę, bardzo efektowną, ale mało praktyczną. Tym razem Scala jest w wersji Monte Carlo, więc spodziewam się bardziej sportowego designu.
Dwukolorowa tapicerka, szaro-czerwona prezentuje się nie gorzej niż biała skóra. Jest elegancko i sportowo. Takiego właśnie efektu się spodziewałem.
Reszta wnętrza bez zmian, oba auta to bardzo dobrze wyposażone wersje. Praktycznie to jest w nich wszystko co Skoda ma do zaoferowania. Jak na miejsce gdzie pozycjonowana jest Scala, czyli pomiędzy Fabią a Octavią to naprawdę miła niespodzianka. Lista wyposażenia budzi szacunek i obejmuje min: kamerę cofania, czujniki parkowania, tempomat, wirtualny kokpit z nawigacją, alarm i jeszcze trochę. Super to mieć, ale nic za darmo. Dodatki wyceniono na 21 tysięcy zł.
Funkcjonalność wnętrza się nie zmieniła. Wygodnie możemy podróżować w cztery osoby z bagażem. Jeśli potrzebujemy małego dostawczaka, to Scala sprosta temu wyzwaniu. Jeżeli nie wystarcza nam 467 litrów pojemności bagażnika, to składamy oparcia tylnych siedzeń i wtedy mamy już bagażówkę.
Niestety nie uzyskamy podłogi o jednej płaszczyźnie, może przy faceliftingu projektanci wezmą ten aspekt pod uwagę.
Nie będę się dużo rozpisywał o walorach wnętrza, czy zachwycał się kolejny raz wirtualnym kokpitem z nawigacją przed nosem kierowcy. Wszystkie zalety zostały już opisane w tamtym roku i dalej je podtrzymuję. Relacja z testu Skoda Scala 1,0 TSI jest TUTAJ.
Były też dwie uwagi. Jedna to cena i tu się nic nie zmieniło. Tanio nie jest, ale nowoczesne auto z bogatym wyposażeniem musi kosztować. UE też dokłada do tego swoje trzy grosze i nie zapowiada się aby było taniej.
Druga uwaga dotyczyła silnika, a w zasadzie koncepcji downsizing, czyli zmniejszanie pojemności silnika i wyciśnięcia z niego jak najwięcej mocy. Z litrowego silnika, wykrzesano 115 KM, co w zupełności wystarczało do codziennej eksploatacji. Dobra dynamika i niskie spalanie przemawiało na korzyść takiego rozwiązania, ale do momentu kiedy zapakowałem samochód do pełna. Obciążenie zrobiło swoje i skończyło się niskie spalanie i dobra dynamika. Może, aż tak źle nie było, ale w przypadku auta które rozmiarami kusi aby trafić do firmy jako auto służbowe, jest to punkt, który trzeba brać pod uwagę.
Rozwiązaniem może być wybór innej wersji silnikowej. Ja wybrałem model z silnikiem 1,5 TSI o mocy 150 KM. Liczę, że takie auto lepiej sprawdzi się w firmie.
Na zapoznanie, pierwsze jazdy robię bez obciążenia. Nie jest źle, teoretycznie 8,2 sekundy do setki to bardzo dobry wynik. Jest szybo, ale nawet takie przyśpieszenie nie czyni ze Scali wyścigówki. Brakuje rasowego brzmienia silnika, twardego zawieszenia aby poczuć się jak w samochodzie sportowym. Akurat trudno mieć o to pretensje, bo nie takie jest przeznaczenie tego samochodu. W przypadku samochodu, który mamy dać pracownikowi do użytku, to nawet brak tych cech uznałbym za zaletę.
Wróćmy na ulicę. Przyjemnie jeździ się tą Skodą. Automatyczna skrzynia biegów bezbłędnie wykonuje swoją pracę. Nawet nie zauważamy jej działania, co jest plusem, bo możemy koncentrować się na obserwacji drogi. Gabaryty auta też fajnie dobrane. Wystarczająco duże, aby nie traktowano nas jak plankton drogowy, a na tyle małe, aby nie mieć problemów z parkowaniem. Przyjemności zazwyczaj kosztują. Ciekawe czy i w tym przypadku, w końcu jest tu „normalny” silnik. W mieście rzeczywiste spalanie trudno ustalić. Zbyt wiele czynników wpływa na rezultat. Pewnie istnieje jakiś algorytm, który określa ile procent powinno być przejechane w korkach, ile ulicami o małym natężeniu ruchu, a ile np. szybszymi arteriami. Myślę, że i tak wynik dla każdego kierowcy może być inny. Teoretycznie, po przejechaniu kilkuset, albo kilku tysięcy kilometrów wyszłaby w miarę realna średnia, dla konkretnego kierowcy.
W moim przypadku, średnia oscyluje w okolicach 9,5l/100km. Warto zauważyć, że jest to Warszawa, gdzie więcej stoi się w korkach niż jedzie. W takich okolicznościach spalanie szybuje w kosmos.
Na szczęście nie codziennie 2 kilometry jedzie się w pół godziny.
Spalanie poniżej 9 litrów także nie jest trudne do uzyskania.
Dużo łatwiejszym zadaniem jest sprawdzenie spalania w trasie. Wystarczy, aby trasa była odpowiednio długa i ten sam kierowca. Duża szansa, na uzyskanie powtarzalnych wyników. W trasie dla mnie istotne jest, aby dojechać w miarę szybko do celu, bez nadmiernego zmęczenia. Nie bawię się w tryb „eco”, bo oszczędność paliwa niewielka i to kosztem przyjemności z jazdy. Tryb „sport” jest przyjemną odmianą, ale potrafi mocno wypaczyć rzeczywiste wyniki. Szkoda jednak całkiem z niego zrezygnować, zwłaszcza, że jego załączenie jest niezwykle proste. Dwa kliknięcia i korzystam z pełnej mocy podczas wyprzedzania. Więcej mocy, to sprawniej wykonany manewr, czyli w takim przypadku szybciej – równa się bezpieczniej.
Średnia z trasy na poziomie 6,3l/100km w pełni mnie zadowala. Co prawda Scala z litrowym silnikiem pali o litr mniej, ale przy większym obciążeniu brakuje mocy podczas wyprzedania, a i spalanie rośnie. Przy większym silniku nie ma takich problemów. Możemy załadować Skodę towarem i nie martwić się o warunki w jakie pojedzie nasze auto. O spalanie też się nie martwmy, wielkiej różnicy nie będzie.
Średnie spalanie z kilkuset kilometrów, które objęło jazdy miejskie i wyjazdy w trasę wyniosła 7,2 l/100km. Dla mnie bardzo dobry rezultat.
Którą Skodę Scalę wybrać? Nie ma na to prostej odpowiedzi, dlatego warto zastanowić się przed zakupem. Funkcjonalność obu modeli jest taka sama, różnica w cenie także nie jest decydująca, zwłaszcza przy dobrze wyposażonych wersjach. Przy cenie przekraczającej 100 tys. złotych, to 6 tys. nie robi wielkie różnicy. Istotny jest sposób użytkowania. Jeżeli najczęściej będzie używany przez jedną lub dwie osoby, to argumenty przeważają na korzyść mniejszego silnika. Jeżeli jednak pasażerów będzie więcej, a do tego bagażnik także będzie pełny, to warto pomyśleć o większym silniku. W przypadku auta firmowego, sytuacja ma się podobnie. Pasażerów pewnie wielu nie będzie, ale towarów to i owszem, a do tego takie materiały potrafią sporo ważyć. Jeśli takie auta puszczamy w trasę, to sugerowałbym opcję z mocniejszym silnikiem. Oczywiście każdy musi podjąć decyzję samemu. Jaka by ona nie była, to ze Skody Scala będziemy zadowoleni. Scala jest uniwersalnym, funkcjonalnym i oszczędnym pojazdem.
Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor