Auto w Pracy

Slideshow Image

 

Suzuki Swace, najmłodsze dziecko Suzuki, co prawda jest to dziecko adoptowane, ale my kochamy wszystkie dzieci, więc witamy w rodzinie. Do tej pory z Suzuki było wszystko jasne. Wyglądały różnie, ale wnętrze było kompilacją elementów znanych z innych modeli. Całkiem sprytne rozwiązanie, nowe auto konfigurować z najlepszych detali innych modeli.

Klient zadowolony, a producent redukuje koszty. W przypadku Swace spodziewam się, że będzie inaczej, bo geny tego modelu pochodzą od innej marki. Ciekawe, co z Suzuki trafiło do niego.

 

Z zewnątrz wygląda ciekawie, choć dość znajomo. Klasyczne kombi średnich rozmiarów. Ładna sylwetka z dynamicznie poprowadzoną linią nadwozia może się podobać. Jeszcze więcej dynamiki dostrzegam w ukształtowaniu przedniej części nadwozia.

Olbrzymie wloty powietrza i wąskie światła działają na wyobraźnię. Czyżby Suzuki przygotowało niespodziankę i wypuściło sportowe kombi?  Swift Sport stracił trochę na drapieżności, więc może Swace ma trafić do fanów sportowych emocji.

Najlepiej od razu to sprawdzić i zajrzeć bestii w paszczę.

Swace jest hybrydą z benzynowym silnikiem o pojemności 1,8 litra, który generuje 98 KM. Silnik elektryczny dostarcza kolejne stadko 72 koni, ale moc całego systemu nie jest sumą mocy obu silników. Moc łączna samochodu to 122KM.

To już wiemy, że za wyglądem nie galopuje 200 konny tabun koni, ale nie oznacza to, że samochód będzie ospały. 122 konie też potrafią wierzgać.

Przejdźmy do wnętrza. Wiedziałem, że będzie inaczej, ciekawiło mnie, co z dotychczasowych Suzuki trafiło do tego modelu. Na wiele nie liczyłem, ale żeby tak nic, poza znaczkiem Suzuki na kierownicy? No cóż, widać jeszcze dziecko nie całkiem zadomowiło się w rodzinie. Nie ma co ukrywać, wnętrze jest kopią 1:1 Toyoty Corolli, jedyny akcent Suzuki to wspomniane już logo na kierownicy. Skoro wszystko jest inne, to trzeba poznać wnętrze od początku. Na pierwszy rzut oka wygląda dobrze. Szaro-czarna kolorystyka wnętrza z oszczędnie dozowaną porcją chromowanych ozdobników w połączeniu z fotelami w tej samej tonacji sprawia wrażenie statecznego pojazdu. Może taki zamysł przyświecał projektantom, zrobić wnętrze, które będzie kojarzone z solidnym autem. Mnie brakuje kilku detali, które ożywiłoby wnętrze. Oczywiście to rzecz gustu, stonowane wnętrze jest bardziej uniwersalne, czyli trafi do większej liczby klientów. Samochód uruchamiam przyciskiem „power”.

Ożyły ekrany, ale ponieważ jest to hybryda, nie słychać dźwięku pracującego silnika. Dziwne uczucie, bo nie wiadomo, odpalił czy nie. To tylko na początku, szybko się przyzwyczaimy i polubimy to bezgłośne ruszanie za pomocą silnika elektrycznego. Szybko sprawdzam jak z wyposażeniem. Jest dwustrefowa Klima, tempomat, stacja multimedialna, możliwość podłączenia telefonu, tak na szybko jest wszystko, co potrzeba, aby czuć się w miarę komfortowo. Zanim ruszę, trzeba zadbać o wygodę kierowcy. Dotychczas w Suzuki wsiadałem i wszystko jakby ktoś dla mnie ustawił. Tym razem, muszę się trochę z tym pobawić.

Ciekawa konfiguracja, fotel ustawia się mechanicznie, ale jest przycisk do elektrycznego ustawienia podparcia odcinka lędźwiowego kręgosłupa.

Przednie fotele są podgrzewane, ale przyciski do ich włączania przydałoby się zmienić na bardziej estetyczne.

Za chwilę ruszam, ale przecież na majówkę trzeba zabrać co nie co. Bagażnik nie jest automatycznie otwierany, za to dysponuje pokaźną powierzchnią do zagospodarowania.

Jeżeli zabraknie miejsca można złożyć oparcia tylnej kanapy. Robimy to pociągając dźwigienkę w bagażniku i po sprawie. Wygodny patent, Teraz bez problemu można spakować się nie tylko na majówkę, ale nawet na wakacje. Jeżeli jednak, będziemy chcieli przewozić przedmioty o dużych gabarytach, minusem będzie duży uskok, pomiędzy złożonymi oparciami, a podłogą bagażnika. Jakby nie patrzeć, to potencjał na małą bagażówkę jest spory, tak jak powinno być w kombi.

Zapomniałbym o schowku pod podłogą bagażnika. Wiele to się przy niej projektanci nie napracowali. Wyłożyli wykładziną wolną przestrzeń po kole zapasowym.  

Statyczne oględziny za nami, można ruszać. Wyjazd z Warszawy w godzinach popołudniowych to zazwyczaj jazda w korku, a że majówka przed nami to nie spodziewam się niczego dobrego. Tak jak myślałem, pełzający korek. Trudno, jakoś te 30 kilometrów się przemęczę, potem będzie lepiej. Ciągnę się jak wszyscy i oczom nie wierzę, na wyświetlaczu średnie spalanie oscyluje wokół 3 litrów na 100km. Cuda, czy co? Obserwuję z zaciekawieniem co będzie dalej.  Ciągle dobrze, trójka się broni i to bez dużego ogona. Dojechałem do Zegrza, teraz już z górki, bo ruch mniejszy. Przyśpieszam i spalanie wzrasta, aż szkoda psuć taki wynik. W takim razie, bez szaleństw, pojadę jak ustawodawca nakazał przepisami. Jak 50 to 50, a za miastem weekendowo bez pośpiechu. Włączy się muzyczkę i pełny relaks. Tylko gdzie jest gniazdo USB? Jedno znalazłem w podłokietniku, ale to nie to od muzyki. Znalazłem i drugie w obudowie centralnej konsoli. Nietypowe miejsce, ale ważne, że działa.

W pełni zrelaksowany dojeżdżam na miejsce i mój nastrój jeszcze się poprawia, końcowy rezultat spalania to 3,3 l/100km. Tak, to można podróżować. Kolejny wyjazd, tym razem trasa omija większe miasta, więc spodziewam się super wyniku. Spokojna jazda, a spalanie 4,5l/100km. Świat zwariował, w korku mniejsze spalanie niż w trasie. Wynik lekko zaskoczył, ale i tak nie jest źle. Ciekawe, co będzie przy dynamicznej jeździe.

Pierwszą oznaką wyboru trybu „sport” jest zmiana koloru podświetlenia prędkościomierza. Czerwień ewidentnie ma pobudzać do energicznej jazdy. Skoro tak, to sprawdźmy jak radzi sobie Swace w takich warunkach. Przyśpieszenie 11,1s do 100km/h jest wartością poprawną, w rzeczywistości, subiektywne odczucia mam, że jest nawet lepiej. W każdym razie, wyprzedzanie w trasie nie stanowi wielkiej trudności. Prędkość maksymalna wynosi 180km/h, co wystarcza aby nie być zawalidrogą nawet na „niemieckiej” autostradzie.

Co jest miłą niespodzianką, spalanie dalej nie rujnuje kieszeni. 6-6,5l/100km za żwawe przemieszczanie się po lokalnych drogach jest niskim wymiarem kary dla domowego budżetu.

Jeżeli chcemy zmusić auto do większej konsumpcji paliwa trzeba pogonić na autostradę bez limitu prędkości. Może uda się spalić 10 litrów na setkę. Jeżeli jednak trochę zwolnimy to apetyt Swaca spada i znów mamy jednocyfrowy wynik. Jak nie kijem, to pałką, nie chce jeść w trasie, to może uda się pobudzić apetyt na paliwo w mieście. Normalna jazda nie wiele pomaga, potrafi zbliżyć się do 6 litrów, ale ciągle 5 z przodu. Zostaje wziąć go sposobom. Co prawda mocy mało na ruszanie z piskiem opon, ale warto spróbować. Czekam na zielone światło i mocno wciskam gaz, za chwilę hamuję i czekam na kolejną zmianę świateł. Spalanie podskoczyło, ale co z tego jak za moment stoję nie w pierwszej linii startu, a tym z przodu się nie śpieszy. Trochę zagęszczenia ruchu i po wyniku.

Mówi się trudno, trzeba pokochać niejadka.

 

Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor