Trzeba powiedzieć, że Renault doskonale opanowało sztukę tworzenia ładnych samochodów. Przepis na to jest niezwykle prosty. Wystarczyło opracować bazę elementów, z której później składamy konstrukcję auta i na końcu wszystko ładnie opakować w nowe nadwozie. W zasadzie to wygląda tak, że teraz cała praca przy nowym modelu polega na stworzeniu efektownego nadwozia. Oczywiście to olbrzymie uproszczenie całego skomplikowanego procesu tworzenia nowego modelu, ale w skrócie tak to wygląda. Renault Symbioz jest doskonałym tego przykładem.
Symbioz, nowa nazwa i całkiem nowy model. Nikogo nie zaskoczy sylwetka w stylu crossovera, nie mogło być inaczej. To odpowiedź na oczekiwania klientów, muszą dostać to czego szukają. Symbioz jest crossoverem, większym od Captura, a mniejszym od Espace.
Ładna sylwetka, zgrabnie maskuje wymiary auta. Na dobrą sprawę to tak sprytnie maskuje te wymiary, że raz wydaje się większe niż jest w rzeczywistości, innym razem wygląda jak sportowy kompaktowy SUV. To najlepiej spojrzeć w dane producenta. Długość 4413mm, szerokość 1797mm, wysokość 1575mm.
Spora ilość wyraźnych przetłoczeń nadaje indywidualnego charakteru. Grill jak w nowym Capturze i do kompletu światła pozycyjne w kształcie błyskawicy. Elementy wyciągnięte ze wspólnego koszyka. Jedni powiedzą oszczędności, drudzy budowanie wizerunku marki. Oba przypadki dobre dla Renault i klienta.
Panoramiczny dach z funkcją ściemniania też już widziałem w rodzinie Renault, ostatnio w Rafale. Patrząc na auto, trudno nie zauważyć olbrzymich kół. 19” felgi dominują wygląd. Ostatnio Renault postawiło na ten element i to z całkiem dobrym skutkiem.
Jest jeszcze kilka drobiazgów, tzw. Autogalanterii, ale to niech każdy sobie poszuka i oceni.
Ja teraz zajrzę do bagażnika. Pojemność bagażnika w zależności od ustawienia oparcia tylnej kanapy wynosi od 492 do 624 litrów. Jeżeli złożymy tylną kanapę, to pojemność rośnie do 1582 litrów. Bagażnik jest z tzw. drugim dnem, czyli pod podłogą jest schowek na mniejsze przedmioty. Wygląda obiecująco, ale mam dwie uwagi. Pierwsza to płaska podłoga. Super, ale za nadkolem przydałoby się zrobić zagłębienie na małe zakupy. Tak aby włożyć siatkę i nie martwić się, że będzie latać po całym bagażniku. Można schować do skrytki pod podłogą, albo podnieść część podłogi i skrytka przemieni się w naturalną skrzynkę na mniejszy bagaż. Podłoga jest dzielona mniej więcej w połowie, więc czemu nie skorzystać.
Podnoszę i jestem dość mocno zdziwiony. Spodnia część podłogi wygląda delikatnie mówiąc słabo. Czyżby zabrakło kasy, aby drugą stronę klapki wyłożyć wykładziną ? Zaskakujące odkrycie.
Ciekawe czy wnętrze także kryje niespodzianki? Powiedziałbym klasyka gatunku. Zgodnie z przepisem na sukces, bierzemy dobre sprawdzone elementy i składamy. No to co mamy ?
Zacznę od tego co się świeci, czyli elektroniki. Małe zaskoczenie, bo spodziewałem się najnowszego systemu jak w Espace lub Rafale. Tafla ekranów przez połowę kokpitu, a tu wygląda, że jest poprzedni wariant. Właściwie to taki trochę mix. Wizualnie poprzednia wersja, ale zestaw zegarów już świeci po nowemu. Stary i nowy system oferuje podobny zakres funkcjonalności. Różnica w opakowaniu.
Jest wszystko co potrzeba i trochę więcej, jeżeli nabywca wyłoży odpowiednią kwotę pieniędzy. Dla mnie najważniejsze to nawigacja, podłączenie smartfona i kamera 360 . Jest samoparkowanie, chociaż to ciągle dla mnie gadżet, a nie konieczność. Przydatna jest jeszcze funkcja „wolne ręce”, czyli otwieranie bagażnika poprzez przesunięcie nogi pod tylnym zderzakiem. Faktycznie się przydaje. Zamiast szukać kluczyków, czy wykonywać jakieś wygibasy, aby dotknąć zamek, wystarczy machnąć nogą i klapa bagażnika podnosi się sama.
„Francuzy” zawsze kojarzyły się z wygodą, więc jak najbardziej pasują tu fotele z elektryczną regulacją. Dobre nagłośnienie i całkiem fajna jakość wykończenia. Ciągle trzeba pamiętać, że Symbioz nie jest autem premium, więc każdy element z wyższej klasy cieczy podwójnie.
Wygodne, obszerne wnętrze jest atutem. Wyposażenie tu sporo zależy od nabywcy. Co innego wybór napędu, tu nie ma żadnego pola manewru. Symbioz jest tylko w jednym wydaniu E-Tech full Hybrid 145.
Teraz wszystko co nowe to hybryda lub elektryk. Co prawda jest kilka typów hybryd, ale ja to uprościłem, na te które można doładować z sieci i na te których nie można. Symbioz to ten drugi przypadek. Nawet jakbyśmy chcieli to nie ma możliwości doładowania baterii z zewnętrznego źródła energii. W mojej nomenklaturze to hybryda bezoobsługowa. Jest, robi swoją robotę, ale specjalnie nie absorbuje to mojej uwagi. Nie znaczy to, że nie warto poznać co hybryda lubi, a czego nie. Lubi miasto, a niespecjalnie autostrady. Hybrydy odzyskują energię podczas hamowania, którego w mieście nie brakuje, a na autostradzie można przejechać kilkadziesiąt kilometrów bez użycia hamulców. Delikatne operowanie pedałem przyśpieszenia, tak jak w przypadku aut spalinowych przekłada się na mniejsze spalanie, a jest się o co starać.
Średnie spalanie, w zależności od warunków wyniosło od 4,4 – 6,0 l/100km. Przy sporym samochodzie o 145KM mocy to dobry wynik, zwłaszcza, że nie była to jazda w stylu ecodrivig. 4,0l/100km jest całkiem realne, tylko nie widzę większego sensu w walce o 3 zł oszczędności na 100 km. W drugą stronę, czyli wykręcić większe spalanie też nie jest problemem. Wystarczy wybrać tryb „sport” i korzystać z tych 145 koni. Producent podaje, że przyśpieszenie od 0 do 100km/h zajmuje 10,6 sekundy. Pewnie tak jest, ale nie czuć tu tej mocy. Szybko, sprawnie, ale nie jest to sportowa charakterystyka auta.
Ostatnio, nie poruszałem tematów ceny. Auta horrendalnie zdrożały i trzeba było trochę czasu, aby się do nich przyzwyczaić. Jeszcze niedawno 100 tys. zł to był prawie próg luksusu, teraz stówka to prawie minimum socjalne. Renault Symbioz w podstawowej wersji został wyceniony na 128 900 pln. W mojej ocenie to rozsądna wycena za 145 konną hybrydę w automacie o całkiem dobrym wyposażeniu.
Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor