Tym razem będzie trochę inaczej niż zawsze. Zakup samochodu wydaje się prostą sprawą, wystarczy postarać się o odpowiednie finanse i cieszymy się z nowego samochodu. Tak było i jest, jak kupimy samochód z silnikiem spalinowym. Jak skusimy się na odrobinę nowoczesności i zakupimy hybrydę to też nic nie zmienia. Zupełnie inaczej sytuacja wygląda jak kupimy elektryka. Można powiedzieć, że samochód elektryczny to inny stan świadomości.
W ten inny obszar czasoprzestrzeni ma przenieść mnie Skoda Enyaq Coupe. Samochód super. Pierwsze spojrzenie i można się zakochać. Duży okazały SUV i to jeszcze w wersji coupe. Muszę przyznać, że Skoda idealnie dobrała proporcje i poprowadziła linię nadwozia w ten sposób, że auto pomimo sporych gabarytów nie przytłacza swoją masą, ale każdy i tak od razu pozna, że ten samochód ma pokaźny potencjał mocy. Jest ładny i zwraca na siebie uwagę. Do tego, autko jeszcze się nam nie opatrzyło, bo raczej nieczęsto spotykamy tą Skodę na ulicy.
Wersja RS ma 300 KM mocy, co oczywiście zapewnia osiągi adekwatne do wyglądu. Przyśpieszenie od 0 do 100km/h zajmuje 6,5 sekundy. Przy tej masie i gabarytach robi to wrażenie. I w tym momencie zaczyna się zabawa w odmiennym świecie świadomości. Kupujemy RS, aby korzystać z tego co fabryka dała, a gdzieś w głowie coś podpowiada, że taka jazda drastycznie skraca zasięg auta. Normalnie rozdwojenie jaźni, kusi i straszy, co wybrać ?
Teoretyczny zasięg według producenta to nawet 500 km. Być może w warunkach laboratoryjnych jest to możliwe, ale nie w polskich zimowych warunkach. Przy naładowaniu baterii do 100% maksymalny zasięg jaki pokazał mi komputer to 370 kilometrów, a trzeba pamiętać, że nie jest zalecane ładowanie akumulatora do oporu. Podczas ładowania komputer nawet wyświetla nam taką informację.
370km wydaje się całkiem sporym dystansem, aby nie przejmować się zużyciem energii, ale to tylko pozory. Spójrzmy w katalog, gdzie podano, iż średnie zużycie energii zamyka się w przedziale 16,7 – 17,5 kWh na 100 km. Nawet jest to prawdziwe, ale tylko w przypadku spokojnej jazdy. Jeżeli lubimy bardziej sportowy tryb jazdy szybciutko przekroczymy 20kWh/100km.
Żeby nie być gołosłownym, średnia z dystansu 1700 km wyszła 22,5kWh/100km. Owszem, może i był to dystans cieszenia się nowym, szybkim autem, ale nie tylko. Spokojna jazda i delektowanie się komfortem też pochłonęła sporo kilometrów. Pamiętajmy, że jest to wersja RS, której nie kupuje się do bicia rekordów w ecodrivingu. W takim razie, ile energii zużyjemy przy dynamicznej jeździe ? Limitu nie ma, jeśli będzie 25kWh/ 100km to uznajmy, że całkiem umiarkowanie obchodziliśmy się z tym autem.
Przy takich parametrach zasięg szybciutko się kurczy. Trochę postraszyłem, ale rzeczywistość nie jest taka zła. Owszem, zapas energii jest wyzwaniem, ale można nad tym zapanować, trzeba tylko poznać specyfikę elektrycznych pojazdów. Jak opanujemy tą sztukę, to będziemy cieszyć się atutami elektryków.
W praktyce wygląda to tak. Pierwsze spotkanie zawsze determinuje dalsze spostrzeganie, może dlatego ładni maja łatwiej w życiu. Enyaq jest ładny, więc już w dobrym nastroju wsiadam do auta. Fotel daleko odsunięty, aby łatwo było zająć miejsce za kierownicą. Wsiadam, wciskam hamulec i fotel przesuwa się na właściwe miejsce. To już wiem, że fotele mają nie tylko elektryczne sterowanie, ale i funkcję zapamiętywania wybranych ustawień. Wygodnie, miejsca dużo i dużo światła które zapewnia nam panoramiczny dach. Trochę zaskakuje mały wyświetlacz przed kierowcą. Generalnie minimum niezbędnych informacji. Konkurencja idzie zupełnie inną drogą, dając coraz większe, bogatsze cyfrowe panele wskaźników. Skoda poszła swoją drogą. Olbrzymi centralny wyświetlacz pełni tu funkcje informacyjne.
Drugim uzupełnieniem dostępu do informacji jest wyświetlacz head-up.
W sumie, może to nie jest głupi pomysł. Brak bajerów bezpośrednio przed kierowcą nie rozprasza uwagi. Początkowo brakuje mi możliwości wyświetlenia mapy na panelu zegarów, ale szybko przywykłem do tego, aby korzystać ze strzałki nawigacji wyświetlanej na szybie przez head-up.
Centrum dowodzenia mam na centralnym panelu. W pierwszej chwili wydaje się, że jest tam ogrom informacji i funkcji, których bez instrukcji nie ogarniemy. Faktycznie jest tego dużo, ale normalnie to z większości z nich tak często się nie korzysta, z niektórych wielu kierowców pewnie nigdy nie skorzysta, a jeżeli już, to ustawi to co chce i zapomni o nich. Z użytecznych funkcji jest możliwość podłączenia smartfona i korzystanie z aplikacji telefonu. Powitalne animacje na ekranie to miły dodatek.
Wsiadam i nie muszę już uruchamiać silnika, wystarczy tylko wybrać kierunek jazdy. Wciskam gaz i auto rusza. Opowieści, iż w elektrykach panuje absolutna cisza można włożyć między bajki. Silnika nie słychać, bo to przecież elektryk, ale może właśnie to jest powodem tego, że wszystkie dźwięki słyszymy ze zdwojoną siłą. Otwarciu okna towarzyszy dźwięk na który pewnie normalnie nie zwrócilibyśmy uwagi. Odgłosy dochodzące spod podłogi też odbieramy znacznie głośniej. Silnika nie słychać i to jest trochę dziwne odczucie, kiedy nie wiemy czy samochód jest uruchomiony czy nie.
Wciskam gaz i jadę. Tu też trzeba się przyzwyczaić, iż dźwięku silnika nie słyszymy. Właściciele hybryd mają łatwiej, bo też ruszają w trybie elektrycznym. Skoda ma 300KM, więc włączanie się do ruchu nie stanowi problemu. Lepiej używać gaz niż hamulec, co jest znacznie przyjemniejsze.
Jazda autem elektrycznym, oprócz przyjemności z prowadzenia ma dodatkowe atuty wynikające z ustawy o elektromobilności. Jest to pozwolenie na jazdę buspasami i zwolnienie z opłat za parkowanie. To co kiedyś było normalnością teraz jest przywilejem. Jadę znajduję wolne miejsce do parkowania, wysiadam, zamykam auto i nie przejmuję się parkometrami, Żadnego szukania gdzie stoi takie urządzenie, żadnego wpisywania numerów, czy używania aplikacji w telefonie do płacenia za postój. Normalność, którą straciliśmy.
Wszystko fajnie, ale na wyświetlaczu zasięg zbliża się do 100 kilometrów, więc pora poszukać miejsca gdzie mogę naładować baterię samochodu. Właściciele domków nie mają z tym problemu, bo podłączą auto do domowego gniazdka i po problemie. Wolno bo wolno, ale przez noc doładujemy baterię, na tyle aby starczyło na lokalne trasy. Jeszcze lepiej jak założą sobie wallboxa, czyli domową stację ładowania, wtedy to już całkiem inna bajka.
Inaczej jest, jeżeli mieszkamy w mieście i z domowego gniazdka auta nie naładujemy. Trzeba szukać publicznych ładowarek. Darmowe już wyginęły, więc muszę korzystać z komercyjnych punktów. Dobrze, że są już karty, które umożliwiają korzystanie z wielu sieci, a nie tak jak jeszcze nie dawno, że każda sieć miała swoją aplikację lub kartę. Mam kartę Shella i patrząc na warszawską mapę ładowarek to wydaje się, że nie będzie problemu z naładowaniem auta. Niestety diabeł tkwi w szczegółach. Sprawdzam jaka jest moc ładowania i większość z nich to 11 lub 22 kWh. Fajnie jak byłoby to blisko domu. Podłączam auto, idę do domu i po kilku godzinach zabieram naładowany samochód. Niestety nawet w centrum Warszawy są białe plamy na mapie. Wolna ładowarka ma sens, jeżeli jest oddalona od naszego miejsca pobytu o maksymalnie 15 minut spacerkiem. Jeśli więcej to tracimy mnóstwo czasu na komunikację do i z ładowarki. Najpierw musimy do niej dojechać, później pieszo wrócić do domu, później znów pieszo iść do samochodu i nim wrócić. Same te czynności mogą zająć kilkadziesiąt minut, a gdzie jeszcze czas ładowania? Jeżeli stacja ładowania jest od nas dalej niż 15 minut pieszo, to cała zabawa bierze w łeb, chyba, że nie mamy nic lepszego do roboty, niż poświęcić pół dnia na ładowanie samochodu.
W takiej sytuacji rozwiązaniem jest szybka ładowarka, minimum 50kWh, a najlepiej od 100kWh wzwyż. Tych jak na razie wiele nie ma. Znalazłem trzy w miarę blisko usytuowane, sprawdziłem czy wolne, więc jadę. Jak prawie dojechałem do pierwszej z nich, to niestety już oba miejsca do ładowania były zajęte. Pech, sprawdzam kolejną stację, a na aplikacji świeci się na czerwono – awaria. Została trzecia. Nawet szybko dojechałem, ale niestety wtyczka nie taka. Szkoda, że na mapce tego nie pokazali. Straciłem godzinę i jestem w punkcie wyjścia, a nawet i gorzej, bo straciłem energię na jeżdżenie. Pozostało wyjście awaryjne, szybka ładowarka na płatnym parkingu. Trochę lipa, ale nie ma wyjścia. Przynajmniej jest dostępna. Podłączyłem, czas ładowania 50 minut, więc ok. Obok jest galeria handlowa więc nie trzeba siedzieć w aucie. Normalnie, aż takich problemów nie mam, ale trzeba się liczyć, że i takie sytuacje się zdarzają. Licznik elektromobilności bije, samochodów przybywa, a infrastruktura dopiero próbuje nadążyć.
W takim razie kupić czy nie ? Tu odpowiedź nie jest tak prosta jak w przypadku samochodu spalinowego, gdzie wszystko jest znane i policzalne. W przypadku samochodu elektrycznego trzeba wziąć pod uwagę specyfikę posiadania takiego pojazdu. W tym momencie nie jest to auto dla każdego. Podstawą jest dostęp do punktu ładowania baterii. Druga sprawa, to sposób użytkowania. Lokalnie jest super jeśli poradziliśmy sobie z pierwszym punktem. Jazda w trasę elektrykiem to oddzielny temat, którym się zajmę przy kolejnym elektryku.
Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor