Auto w Pracy

Slideshow Image

Ciekawość co jest za horyzontem od zawsze motywowała ludzi do podróży. Odkąd samochód stał się powszechnym środkiem lokomocji, podróżowanie stało się łatwiejsze. Teraz można było pojechać wszędzie dokąd prowadziła droga.  Nic dziwnego, że szybko pojawiły się pojazdy które jeszcze bardziej sprzyjały turystyce. Tak powstał caravaning, czyli podróże z przyczepą kempingową lub camperem.

Super sprawa, ale nie jest to propozycja dla każdego. Posiadanie przyczepy lub campera to koszty i problemy z utrzymaniem w czasie kiedy nie podróżujemy.  Zamiast kupować, można wypożyczyć i ta forma, pomimo, iż do najtańszych nie należy, zyskuje coraz większą popularność.

Czy w takim razie warto dołączyć do grupy caravaningowców ? Aby na to odpowiedzieć, trzeba samemu spróbować tej formy turystyki.

Mój pierwszy camper został zbudowany przez firmę Wavecamper na bazie Renault Trafica. Nie jest to typowy camper, zbudowany od podstaw, a adaptacja pojazdu dostawczego do turystyki. Takie rozwiązanie ma swoje plusy, ale też i słabe strony.

Największą zaletą, jest to, że nie rzucamy się w oczy. Samochód z zewnątrz wygląda jak osobowa wersja Trafica. Gdyby nie charakterystyczne malowanie, a właściwie naklejka z choinkami, to wiele osób nawet nie zauważyłoby, iż ten Trafic jest trochę inny. Oczywiście wystarczy lepiej się przyjrzeć, aby zauważyć podwyższenie na dachu i  jakiś długi płaski element z prawej strony pojazdu.

Czas poznać co kryje wnętrze pojazdu. Otwieram przednie drzwi. Kabina dokładnie taka sama jak w normalnym Traficu. Co prawda spodziewałem się dodatkowego panelu do sterowania dodatkowymi funkcjami do obsługi campera, ale nic takiego nie widzę. Nie narzekam, bo nowa generacja Trafica pod względem wyposażenia nie ustępuje nowoczesnym osobówkom. Jest duży ekran multimedialny ze wszystkim co potrzeba, czyli nawigacją, kamerą cofania czy możliwością podłączenia smartfona.

Jest nawet strzałka nawigacji pomiędzy zegarami przed kierowcą. Normalnie jak w osobówce, chociaż nawet jest lepiej, bo w busach siedzimy wyżej, czyli widzimy dalej niż kierowcy samochodów osobowych. Fotele też wygodne, a co ważne przy dłuższych podróżach, nawet po kilku godzinach jazdy nie czuję zmęczenia.

Od razu załatwmy sprawy technicznej, czyli zajrzyjmy pod maskę. Dwulitrowy diesel o mocy 170Km jest dobrym wyborem. Sporo mocy, a spalanie umiarkowane, jak to w silnikach wysokoprężnych. W dalekie trasy nie wymyślono jeszcze lepszej jednostki napędowej.

Wróćmy do kabiny. Rozglądam się szukając zmian i w oczy rzuca się czerwona dźwignia przy fotelach. Jak nic, jest to wajcha do obracania siedzenia. W innych Trafikach chyba też to było, ale że nie miałem takiej potrzeby, to z tego nie korzystałem. Teraz jest inaczej, więc sprawdzam jak to działa. Faktycznie, bez problemu fotele można obrócić o 180⁰ i wtedy zobaczymy inne oblicze tego auta.

Jeszcze lepiej to widać po odsunięciu przesuwanych drzwi. Część bagażowa jest częścią mieszkalną, ale tym już zajmę się trakcie podróży. Teraz, ważne aby szybko się spakować i ruszyć w drogę. Szkoda campera trzymać w mieście.  Najważniejsze, aby wyjechać, a później jakoś będzie. Pewnie okaże się, że czegoś nie wziąłem, a część zabranych rzeczy jest zbędnych.

Wyjeżdżamy przed wieczorem, więc na dobrą sprawę od razu można szukać miejsca na nocleg. Mamy campera, więc nic więcej niż kawałek łąki do szczęścia nam nie potrzeba, wystarczy tylko ją znaleźć. Tylko jak się zabrać do jej szukania. Wybrałem najprostsze rozwiązanie, czyli telefon do przyjaciela i sprawa załatwiona. Jest łąka z dala od ludzi i to jeszcze ogrodzona. Doskonałe miejsce na pierwszy nocleg. Będzie weryfikacja moich przygotowań do wyjazdu. Jakby co, to rano zrobi się reorganizacja majdanu.

Pora szykować się do spania. Do wyboru mamy miejsce w namiocie dachowym, albo łóżko w części mieszkalnej auta. Namiotu jeszcze nie rozkładałem, więc tą przyjemność zostawiam na inną okazję, gdyż nie wiem czy przy tej czynności nie czekają na mnie jakieś niespodzianki.  Prostszym rozwiązaniem jest rozłożenie łóżka, więc wybieramy tą opcję. Składam oparcia foteli, wysuwam płytę, która służy za stelaż łóżka, rozkładam materac i gotowe.

Pierwsza noc i pierwsze przymrozki. Dobrze, że samochód ma ogrzewanie postojowe. W takiej sytuacji Webasto jest niezastąpione. Ustawiam temperaturę i idę spać dalej. Dobrze, że jesienią słońce późno wstaje, więc pobudka o świcie nie boli. Rześki poranek, więc przydałaby się gorąca herbatka na dzień dobry. Z tym nie ma problemu, bo camper na wyposażeniu ma kuchnię gazową.  Obok kuchni jest zlew, aby pozmywać naczynia.

Po śniadaniu wypada się rozejrzeć po „chałupce”. Nie jest źle, ale przydałoby się trochę  uporządkować dobytek. Pierwsza uwaga, czy warto było brać walizkę, jak mam szafki w aucie. Wystarczyło od razu ubrania poukładać na półkach. Chociaż, jakby się trafił nocleg w hotelu, to jest się jak zabrać.

Walizka rozpakowana, więc trafia do bagażnika. Przestrzeń bagażowa mieści się pod złożoną półką, która jest stelażem łóżka. Naturalne miejsce, jak w każdym samochodzie, ale tutaj mamy możliwość regulacji jego objętości.

Tylną ścianę bagażnika stanowi skrzynia, która idealnie mieści się pomiędzy prowadnicami tylnych foteli. Najlepsze jest to, iż skrzynia także umieszczona jest na prowadnicach i można ją dowolnie przesuwać, co zmniejsza lub powiększa nam bagażnik.

Wystarczy porządków, morze czeka. Wpisuję w nawigację miejsce docelowe i w drogę.  Prowadzenie campera niczym nie różni się od prowadzenia busa. Powiedziałbym nawet, że nie różni się od jeżdżenia osobówką. Jedyna różnica to gabaryty. Camper zbudowany jest na dłuższej wersji Trafica, co daje nam 5 metrów długości. Trzeba uważać przy skrętach, by nie przytrzeć bokiem.

170 KM w osobówce dawałoby prawie pewność bardzo dobrych osiągów. W przypadku tak dużego pojazdu nie jest to już takie pewne, dlatego muszę się przekonać samemu. Wciskam gaz i jest reakcja. W fotel nie wciska, ale auto zdecydowanie przyśpiesza. W Traficu Spaceclass z tym silnikiem przyśpieszenie od 0 do 100km/h powinno zajmować 10,6 sekundy. Dla WaveCampera nie mam takich danych, ale przyjmuję, że powinno być podobnie. Start ma faktycznie dobry. Trochę gorzej z elastycznością przy wyższych prędkościach. Jeśli przy 90km/h zdecydujemy się na wyprzedzanie, to nie ma momentalnego przyrostu prędkości. 

Może to i dobrze, bo nie potłuczemy zastawy stołowej. O, jak już o zabezpieczeniu przewożonych przedmiotów, to warto zauważyć, iż szuflady i drzwi mają blokadę przed niekontrolowanym otwarciem. Do spokojnej jazdy mocy wystarcza, aby całkiem szybko dotrzeć do celu. Nawet bez obaw można korzystać z autostrad. Ruchu blokować nie będziemy.

Dotarliśmy nad morze, ale że jest już po sezonie, to wszystkie campingi już zamknięte. Przynajmniej w naszym regionie. Na szczęście dom zabraliśmy z sobą. Wystarczy znaleźć ładny parking blisko morza i dyskretnie się osiedlić. Trochę gorzej mają pełnowymiarowe campery, bo nie zrobią tego dyskretnie. My co innego, ot zaparkował sobie w kąciku jakiś busik. Parking znaleziony przy nadmorskiej wydmie, więc lepiej być nie mogło. Oprócz nas są jeszcze 4 campery. W tej sytuacji nie trzeba udawać, że nas nie ma, bo widać, że miejsce zwyczajowo robi za plac dla camperów. Nawet policja nie przegania, a wprost przeciwnie, pytają się czy wszystko w porządku.

Brakuje tylko miejsca do podłączenia auta do prądu. Obędziemy się bez tego. Za to przyjrzymy się czym dysponujemy. Piękna pogoda, więc zaczynamy od wysunięcia rolety. Najlepiej to zrobić w dwie osoby. Jedna kręci korbką, druga podtrzymuje roletę i rozstawia nóżki. Gdyby do wysuwania zastosowano elektrykę na pilota, to wystarczyłaby do tego jedna osoba.  Następnym punktem programu jest przygotowanie miejsca na relaks.

Wyciągam stolik i krzesełka. Stolik sprytnie schowany na boku szafki. Wystarczy wstawić nogę ze stojakiem i gotowe. Stolik można umocować wewnątrz auta na szynie, lub wystawić na zewnątrz auta. Teraz krzesełka. Dwie złożone sztuki są umieszczone pod półą w bagażniku. Rozstawione, tylko coś stolik za wysoko.  Regulacji nie ma, ale jest druga noga w szafce. Zamieniam nogi i wszystko się zgadza. Większa noga jest do użytku wewnętrznego i jest dopasowana do wysokości szafek. Teraz można wypić kawę, albo sięgnąć po coś zimnego do lodówki.

Tym razem noc była ciepła i obyło się bez podgrzewania. Swoją drogą, to całkiem dobrze trzyma temperaturę. Jak na dworze kilka stopni na plusie, to w środku nie zmarzniemy. Może więc spróbować spać w namiocie na dachu. Rano sprawdzę jak się go rozkłada. Wyjątkowo prosta sprawa. Odsuwam przesłonę nad głową kierowcy, a tam są dwa klipsy do odpięcia. Teraz wystarczy tylko popchnąć płytę do góry i gotowe. Całkiem sporo miejsca. Bez problemu wyśpią się tam dwie osoby  słusznego wzrostu. Okienka w namiocie są fajnym dodatkiem bo z góry można obserwować co się dzieje w okolicy. Sprawdzam komfort materaca i jestem miło zaskoczony. To zasługa systemu amortyzacji.  Super, ale chyba jednak namiot poczeka do cieplejszych dni. Składanie namiotu jest jeszcze prostsze od jego rozkładania. Uważać tylko trzeba, aby cały materiał namiotu schował się pod pokrywę.

Samowystarczalność campera trudno przecenić. Jest miejsce do spania, gotowania, jedzenia i zmywania. W pełnowymiarowych camperach jest jeszcze łazienka.  Tutaj ze względu na ograniczone miejsce, rozwiązano to inaczej.

Toaletę mam chemiczną, schowaną pod zlewem. Sprawa się komplikuje w przypadku chęci kąpieli. Latem nie ma problemu, wystarczy parawan. Gorzej w zimne dni, bo prysznic jest zewnętrzny.

Słuchawkę prysznicową mocujemy na podniesionych drzwiach z tyłu pojazdu.

Nasz camper, na dachu ma zamontowane solary. Super sprawa, bo trochę zamontowanych tu urządzeń potrzebuje energii. Ciekawe jak dużo prądu dają. Długo nie czekałem na odpowiedź. Dwa dni bez ładowania akumulatorów wystarczyło, aby auto pożarło zapasy prądu. W nocy włączył się akustyczny sygnalizator niskiego poziomu naładowania akumulatora. Pewnie bym się nie zorientował, ale stosowny komunikat wyświetlił się także na desce rozdzielczej. Skoro każe uruchomić silnik, to tak robię. Wystarczyło pół godziny i sytuacja została opanowana. W takim razie, następny nocleg trzeba spędzić na polu campingowym i podłączyć auto do prądu.

Wielkiego wyboru wśród czynnych po sezonie campingów nie ma, ale jeszcze udało się taki znaleźć i to z widokiem na morze. W tej sytuacji, na noc nie będziemy zakładać zasłon na okna w kabinie.

W części mieszkalnej mamy zasłonki.

Najpierw trzeba podłączyć się do prądu. Gniazdo jest na zewnątrz, z tyłu pojazdu, tylko gdzie jest przewód aby się podłączyć. Na campingu nie ma, bo podobno każdy ma swój przewód. Jeśli tak, to pewnie jest i u nas, tylko trzeba go znaleźć.  Jedyne miejsce, którego jeszcze dobrze nie zbadałem, to skrzynia pomiędzy siedzeniami. Dobry trop, bo właśnie tam go znalazłem.

Jedyny problem to jego długość, trzeba podjechać blisko elektrycznej skrzynki.  Na szczęście przewód zawsze można wymienić na dłuższy. Ja bym sugerował przynajmniej taki trzymetrowy.

Pierwszy wyjazd szybko minął, ale wystarczyło, aby stwierdzić iż jest to inny wymiar podróżowania. Połączenie komfortu i wolności. Wolność jak w turystyce z namiotem, nawet jeszcze lepiej, bo nie trzeba zwijać i rozkładać namiotu. Łatwiej też znaleźć nocleg „na dziko”.  W bardziej odludnych terenach to duży plus, jak bezpiecznie możemy przenocować w samochodzie.

Czy są minusy caravaningu ? Dla tych co lubią hotelowe życie, to nie będzie dobra propozycja. Owszem możemy mieć luksus, ale bez obsługi. Jeśli tego nie potrzebujemy, to jedyną barierą będą koszty. Campery nie są tanie, nawet używane kosztują duże pieniądze. Ceny nowych potrafią sięgnąć kosmosu. Alternatywą jest wynajęcie pojazdu na czas urlopu. Innym sposobem na obniżenie kosztów, jest wynajęcie własnego campera, kiedy z niego nie korzystamy. Możemy to zrobić za pośrednictwem firm łączących wynajmujących z najemcami takich pojazdów.

 

Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor