Auto w Pracy

Slideshow Image

Spotkać Suzuki Acrossa na ulicy, to jak trafić szóstkę w lotto. Pewnie, zaraz odezwą się głosy, że przecież jeździ takich całkiem sporo. Prawie będą mieć rację, ale wystarczy lepiej się przyjrzeć i szybko zobaczymy, że tamte samochody to nie Suzuki, a Toyota. Skąd takie podobieństwo obu samochodów? Wyjaśnienie jest bardzo proste. Dwie firmy podpisały umowę o współpracy, a w jej efekcie dwa „nowe” modele zasiliły ofertę Suzuki. Szybciej i taniej jest adoptować gotowy model, niż opracować go od nowa. W motoryzacji takie rzeczy to nic nowego, nawet w nieodległej historii Suzuki znajdziemy takie rozwiązanie. Suzuki SX4 i Fiat Sedici to też motoryzacyjne bliźniaki.

Suzuki Across to bliźniak Toyoty RAV 4. Z tym, że od razu trzeba powiedzieć, że Suzuki nie adoptowało całej gamy RAV 4, a tylko jedną, ale za to jaką wersję tego modelu. Hybryda typu plug-in hybrid.  Najciekawsza, najbardziej zaawansowana technicznie i najmocniejsza wersja. Jest jeszcze jedno naj, które trzeba wymienić w tym zestawieniu – najdroższa. Ten szczegół powoduje, że tak trudno spotkać  Suzuki Across. Toyota RAV 4 w wersji Plug-in hybrid jest równie unikatowa jak Suzuki Across.

Cena wyjściowa 261.800zł potrafi skutecznie ochłodzić entuzjazm do zakupu. Z drugiej strony, są przecież droższe samochody. Warto sprawdzić, czy cena jest adekwatna do oferty.

Zacznijmy od wyglądu.  Across do najmniejszych nie należy. Jednak w segmencie SUV-ów,  długość 4635 mm, szerokość 1855 mm i wysokość 1690 mm nie robi wielkiego wrażenia. Optycznie auto wygląda na większe. Design jest dość kontrowersyjny. Nie ma jednej linii porządkującej przestrzeń. Sporo przetłoczeń, wyraźnie zaznaczone wloty powietrza, napompowane nadkola mają dać wrażenie, iż to auto wiele potrafi. Faktycznie, tak jest w przypadku 306 konnego Acrossa. Jeżeli ktoś lubi minimalizm, to w tym modelu zbyt wiele się dzieje w bryle nadwozia.

Wnętrze także zostało przeniesione z Toyoty, więc tym razem to Suzuki jest całkiem inne niż Suzuki. W Suzuki było prosto, wsiadam i wszystko wiem. Dobrze, że wcześniej miałem Suzuki Swace, czyli drugie adoptowane dziecko od Toyoty, inaczej musiałbym poświęcić trochę czasu na rozpoznanie czym dysponuje.

Na pierwszy rzut oka, szczególnie zestaw zegarów sprawia, iż wygląda bogato. Na szczęście jest to, tylko pierwsze wrażenie. Dużo koloru, podświetlenie i efekt oczopląsu i wrażenie natłoku informacji. Faktycznie informacji nie jest tak dużo.

Drugim, dominującym we wnętrzu elementem jest 9” calowy dotykowy ekran. Takie nowoczesne centrum dowodzenia.

Materiały przyjemne w dotyku, estetyczne wykończenie, jest dobrze. Na pewno jest powyżej średniej, ale czegoś brakuje, aby mówić o luksusie. Podoba mi się uporządkowanie przestrzeni wokół kierowcy.

Zanim ruszę w drogę, spojrzę do bagażnika. 490 litrów pojemności to dobry wynik, chociaż konkurencja potrafi zaoferować jeszcze więcej przestrzeni. Pytanie tylko, czy rzeczywiście potrzebujemy aż tyle miejsca. Na dobrą sprawę, to i tak potrzebny jest dobry system zagospodarowania bagażnika, inaczej drobiazgi będą nam latać po całym bagażniku.  Across nie jest bagażówką, ale jeżeli zdarzy się nam przewieźć coś dużego, to składamy oparcia tylnej kanapy i okazuje się, że jednak nasze Suzuki może zmienić się w bagażówkę.

Szczególnie spodobało mi się to, że złożone oparcia tworzą płaską powierzchnie z bagażnikiem.

Jak już tak oglądam, to zajrzę też pod maskę. Teoretycznie to tam tkwi to co daje moc temu autu, a przy okazji determinuje cenę tego modelu.

Suzuki Across napędzany jest 2,5 litrowym silnikiem benzynowym o mocy 185 KM, oraz dwoma silnikami elektrycznymi. Przednią oś napędza silnik elektryczny o mocy 182 KM, tylną oś napędza mniejszy silnik o mocy 54 KM.  Szkoda, że łączna moc nie jest prostym wynikiem dodawania koni, ale i tak 306 KM robi wrażenie.

Samochód uruchamiam przyciskiem „power”. Nie może być inaczej przy systemie bezkluczykowym. Wygodne rozwiązanie, bo aby dostać się do samochodu nie trzeba szukać kluczyków, wystarczy je mieć przy sobie. Oczywiście, aby dostać się do bagażnika, także nie musimy szukać kluczyków. Elektrycznie unoszone drzwi bagażnika to kolejne ułatwienie dla użytkowników.

Silnik uruchomiony, dodaję gazu i w zasadzie, to co do tej pory, przestaje mieć znaczenie.  Silnik przyjemnie mruczy, a tego się nie spodziewałem. Miły bonus na początek. Jeszcze milej robi się obserwując reakcję samochodu na wciśnięcie pedału gazu. 

Duży samochód, a zachowuje się jak wyścigówka. Chyba mało kto spodziewa się że ten SUV ma takie możliwości, a tu proszę. Suzuki odjeżdża pierwszy spod świateł.  Wygląda na to, że faktycznie to auto przyśpiesza w 6,0 sekund do setki. Napęd 4x4 przydaje się nie tylko w terenie. W połączeniu z automatyczną skrzynią biegów sprawia, że auto nie gubi trakcji podczas przyśpieszania.

Jest moc, jest zabawa. Co ciekawe, nie jest to droga zabawa. Spalanie na poziomie 7 litrów z ogonkiem na 100km mogę uznać za kolejny plus. Co prawda, nie liczę zużywanego prądu, ale na razie tym się nie przejmuję. W planie mam wyjazd w trasę. Autostrada to będzie wyzwania dla dobrego wyniku spalania. Bateria naładowana więc ruszam.  Duże, wygodne auto, więc nic dziwnego, że nie czuć w nim szybkości. Zdecydowanie limity prędkości nie pasują do tego auta, ale co zrobić.

Prędkość maksymalna została ograniczona do 180km/h, ale faktycznie auto rozpędzi się do 200km/h.  Co ważniejsze Across zadziwia elastycznością. Nie ma większego znaczenia szybkość z jaką jedziemy. Wciskam gaz i samochód przyśpiesza. Sprawdzam dane o zużyciu paliwa i pojawia się uśmiech na ustach.

Spalanie spadło poniżej 7 litrów/100km. Trochę martwi mnie, że dramatycznie opadła wskazówka naładowania akumulatora, a czeka mnie powrót. Hybrydę plug-in można podładować prądem z szybkiej ładowarki lub domowego gniazdka. Niestety nie mam na to czasu, więc wracam na prądowej rezerwie. Ta sama trasa i ten sam styl jazdy, ale niedostatek prądu odbija się na wyniku spalania.

Różnica jest zauważalna, zamiast 6,6 jest 9,6 l/100km. Mimo wszystko i ten wynik jest do zaakceptowania.

Suzuki zawsze dobrze spisywały się w terenie. Across poniekąd zastąpił Grand Vitarę, więc powinien dać sobie radę w terenie. Napęd 4x4 jest, prześwit 190 mm na kolana nie rzuca, ale tragedii nie ma. Największy problem tkwi w głowie, jak samochodem za 300 tysięcy wjechać w krzaki. Jest jeszcze przedni zderzak. Mocno wyciągnięty do przodu, pewnie szybko uległby weryfikacji w terenie.

Na polnych drogach nie stanowi to problemu. Dobre zawieszenie sprawia, że przy zachowaniu rozsądku, wertepy pokonamy w komfortowych warunkach. Takie warunki to żadne wyzwanie dla Acrossa. Wyłączam trakcję i włączam bardziej terenowy tryb „trail”. Teraz tylko wjazd w piaskownicę i zaczyna się zabawa w kręcenie kółek w piasku. Piachu dużo, ale moc robi swoje i auto idzie jak burza. Wygląda, iż drzemie w nim większy potencjał niż mam odwagę spróbować.

W takim razie, wracam na asfalt. Jest jeszcze tryb „eco”, ale jak zawsze jest to motoryzacyjne nieporozumienie, więc wybieram tryb „sport”.  Pokrętło wyboru podświetliło się na czerwono, a to znaczy, że wraca radość z jazdy.

Czy Suzuki Across jest wart swojej ceny? Trudne pytanie. Cena zakupu jest wysoka, ale konkurencja, też darmo nie daje samochodów o takich parametrach.

Myślę, że trzeba inaczej postawić pytanie . Ile jesteś gotowy zapłacić za przyjemność z jazdy, bo niewątpliwie jazda Acrossem dostarcza jej sporą dawkę.

Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor

Dane techniczne: Suzuki Across