W przypadku Suzuki Jimny spokojnie można użyć określenie „ostatni Mohikanin”. Samochód rewelacyjnie przyjęty przez rynek, ale nie przez unijnych urzędników i ich normy. Nie mógł być sprzedawany jako samochód osobowy, więc wślizgnął się tylnymi drzwiami jako ciężarówka. Nawet fajna jest ta dwumiejscowa wersja, ale brak tylnej kanapy dla wielu osób jest barierą nie do zaakceptowania. Szkoda, bo odpada wielu potencjalnych klientów. Jeszcze większa szkoda, że oficjalnie nie jest importowana wersja czterodrzwiowa. Ludzie chcą, a urzędnik mówi nie.
Teraz wszystko wskazuje, że od nowego roku Suzuki całkowicie wycofa z polskich salonów ten model. Jimny nie mieści się w nowych eko-normach, a kary które trzeba byłoby płacić powodują sprzedaż tego modelu nieopłacalnym. Przykre, że Europejczycy nie mogą decydować o tym czym chcieli by jeździć.
W takim razie to ostatnie miesiące na poznanie, pokochanie i zakup tego niezwykłego auta. Suzuki Jimny to klasyczna mała terenówka. Obojętne w jakiej wersji, zawsze będzie terenówką i to terenówką z prawdziwego zdarzenia. Nie SUV, Crossover tylko właśnie auto, które terenu się nie boi. Tak było, jest i ma to swoje konsekwencje.
Pierwsze wrażenie, czyli wygląd. Po tym wstępie, pewnie wiele osób które nie znają tego auta spodziewa się dużego potwora na olbrzymich kołach z oczywiście olbrzymim silnikiem. Niespodzianka, na plac wjeżdża malutki samochodzik mierzący zaledwie 3480 mm długości (z kołem zapasowym o 10 cm więcej). Zaskoczenie, szczególnie jak będzie w wesołym kolorze zieleni czy błękitnym metaliku. Od razu można go polubić. Mój jest w bardziej bojowym malowaniu. Jungle green idealny kolor dla leśnika. Nawet się zastanawiam, czy nie traktować go jako przepustki do lasu.
Mały rozmiar, ale proporcje zachowane jak we wzorcowej terenówce, no i co istotne od razu w oczy rzuca się 210 mm prześwitu. Miłośnicy kanciaków będą zachwyceni. Wyraźne, zdecydowane linie i koło zapasowe na tylnych drzwiach. Jak popatrzymy na pierwsze terenowe auta Suzuki, to bez problemu dostrzeżemy kontynuację. Kilkadziesiąt lat tradycji zaklęte w Jimnym.
Wnętrze to już inna bajka. Tu nie ma miejsca na wspominki. Trzeba nadążać za postępem. Bez minimum nowoczesności nie da się sprzedać auta. Nie dziwię się, bo pokładowy komputer, klima czy parę systemów wspomagania to absolutne minimum. Inna sprawa, że co niektóre systemy są obowiązkowym wyposażeniem nowego auta. Sporo tego co musi być, a miejsca na to mało. Wyszło ciekawie, zupełnie inaczej niż w Suzuki.
Kierowca czuje się jakby zasiadł za kierownicą bardzo skomplikowanego auta. Dużo różnych sprzętów na małej przestrzeni. Fajnie to upakowano, a obsługa okazała się banalnie prosta. Po chwili okazuje się, że obsługujemy dobrze nam znane systemy.
Nowy Jimny to ciężarówka. Auto dwuosobowe z oddzieloną przestrzenią bagażową. Część osobowa duża nie jest. Siedzi się całkiem wygodnie, chociaż czasem czuję się jak Guliwer w świecie liliputów. Wszystko wkoło jakby w pomniejszonej skali.
Chociażby taka kieszeń w drzwiach, jest, ale wiele tam nie zmieścimy. Ekran na centralnym wyświetlaczu też ogromny nie jest. Małe klawisze wymagają staranności w ich obsłudze. Jakby nie patrzeć, to wszystko tu jest. Klimatyzacja, nawigacja, nawet podgrzewane siedzenia. Brakuje mi kamery 360⁰. Przydałaby się w terenie, aby przypadkiem nie uszkodzić auta wjeżdżając na jakąś niewidoczną niespodziankę.
Szukam miejsca w kabinie na jakieś podręczne graty. Znajduję małą przestrzeń za fotelami. Nie jest duża, ale zawsze coś. Ciężarówki mają wydzieloną przestrzeń, tak jak tutaj. Dostęp do niej jest po otwarciu tylnych drzwi. 863 litry przestrzeni do dyspozycji.
Przy dwóch osobach na pokładzie to miejsca na bagaż aż nadto. Przydałoby się pomyśleć o jej zagospodarowaniu. Jest potencjał. Taki samochodzik do turystyki byłby rewelacją. Wjedzie wszędzie, a co ważniejsze to jeszcze wyjedzie z niejednej opresji gdzie inne auta polegną.
Wyruszam na spotkanie z przygodą. Rezerwat Stawinoga i okolice to ciekawe miejsce blisko Warszawy. Suzuki Jimny jest idealnym partnerem na taką wyprawę. Co prawda na drodze szybkiego ruchu czy autostradzie nie poszalejemy. Prędkość maksymalna wynosi 145km/h, co wydawałoby się wystarczająco przynajmniej według przepisów, ale realna prędkość jest mniejsza. Bez problemu pojedziemy te 120km/h, czyli normalna spokojna jazda. Super cicho nie jest, ale tragedii też nie ma. Coś za coś, atuty Jimnika dopiero przed nami. Trzeba tylko zjechać z asfaltu. Pierwszym atutem są wymiary auta. Nie zachęcam do pchania się w krzaki, ale czym dalej od cywilizacji to więcej niespodzianek. Krzaki, kamienie i koleiny, które przy dużym aucie są przeszkodami do sforsowania. Jimny ma szanse je ominąć. Teraz nie dziwię się, czemu Jimny jest ulubionym autem leśników. Na leśnych przecinkach nie każde auto się mieści, a Jimny czuje się tam jak ryba w wodzie. No właśnie, jak mowa o wodzie to właśnie wybieram się w bardziej podmokłe tereny. Tu znowu Jimny ma asa w rękawie jakim jest jego masa. Większe i cięższe samochody zapadają się pod własnym ciężarem, a Jimny przelatuje jakby nigdy nic. Aby uniknąć wpadki, wskazane jest wcześniej zadbać o dobre opony.
Oprócz ewidentnych zalet, są też słabsze strony wynikające z konstrukcji auta. Nie liczmy na wybitny komfort podróży w terenowych warunkach. W zasadzie to tam gdzie zaczyna się teren, to kończy się komfort. Wynika to z konstrukcji auta. Krótkie auto z ramą, sztywnym zawieszeniem i napędem 4x4. Nie ma siły, będzie trzęsło, bujało, ale będziemy jechać. Przejedziemy tam, gdzie inni już dawno się poddadzą. Teraz prawdziwy rodzynek. Jimny ma jeszcze klasyczną drugą dźwignię do załączania napędu 4x4. Nie żaden przycisk czy pokrętło, tylko mała dźwigienka z przekładnią redukcyjną.
Szczerze mówiąc, to trudno wyobrazić sobie miejsce gdzie przeciętnemu użytkownikowi będzie to potrzebne. Przeciętnemu, to znaczy takiemu, który kupuje samochód do codziennej jazdy, a najcięższy teren to zimowy wyjazd na działkę. 90% klientów nigdy nie zapuści się w prawdziwe bezdroża. Raz, że nie wierzy w swoje możliwości, dwa, że nawet im do głowy nie przyjdzie, że ich auto potrafi poruszać się w takich warunkach. Jimny potrafi rzeczy, które klientom się nawet nie śniły.
Tak przypadkiem odkryłem jeszcze jedno zastosowanie dla Jimnego. To idealne auto dla seniora. Małe rozmiary ułatwiają parkowanie. Samochód mieści się na standardowym miejscu parkingowym, nawet jeśli krzywo zaparkujemy. Co więcej, wysokie zawieszenie sprawia, że nie trzeba martwić się o krawężniki. Mówią, że seniorzy mają gorszy refleks, jeśli tak to Jimny nie jest demonem prędkości, senior spokojnie nad nim zapanuje. Nawet nie przeszkadza, że miejsca w nim mało, dzieci już się usamodzielniły, a ewentualnie piesek zmieści się komfortowo w bagażniku. Może gdyby Suzuki poszło tą drogą to udałoby się uratować ten model dla Europy.
Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor