Do elektrycznego Renault Trafica podszedłem trochę jak pies do jeża. Elektryczny bus, to nie może się udać. Szybko zmieniłem zdanie.
Na pierwszy rzut oka, elektryczny Trafic niczym nie różni się od wersji spalinowej. Na drugi rzut oka także różnic nie widać. Ot, dłuższa wersja tego popularnego auta. Mały to on nie jest. Prawie 5,5 metra długości, dwa metry wysokości i szerokości. Klasyczny dostawczak, trzyosobowa kabina i blaszana część ładunkowa. To podstawowa wersja, która może być bazą do dalszej zabudowy. Ilość możliwości ogromna. Rozrzut od mobilnego warsztatu do campera. W zasadzie to ograniczeniem jest tylko wyobraźnia. U mnie przewozówka, bez okien czy zabudowy. Za to przestrzeń niczego sobie.
Tak dla zobrazowania o czym mówimy, to na płasko wchodzi do niego płyta g-k o wymiarach 2600x1200mm.
Współczesne wnętrze samochodu dostawczego zapewnia komfort porównywalny do tego w autach osobowych. W niektórych aspektach nawet bije na głowę osobówki. Jest nim widoczność z miejsca kierowcy. Siedzimy znacznie wyżej niż kierowcy aut osobowych, a dzięki temu widzimy zdecydowanie więcej. Do przodu rewelacja, trochę gorzej z widocznością do tyłu, ale tu pomaga nam kamera cofania. W zasadzie to kamera jest z funkcją 360⁰. Przy takich gabarytach trudno przecenić jej użyteczność. Najgorsza sprawa jest z widocznością ruchu bocznego. Przejazd przez skrzyżowanie np. ze ścieżką rowerową, jest trochę na wyczucie. Jeżeli ścieżka jest pod kątem, to nie mamy szans zobaczyć rowerzysty zbliżającego się z tyłu auta. Warto o tym pamiętać. Także wtedy jak jest się rowerzystą czy pieszym.
Plusem jest duża ilość miejsca dla kierowcy, no chyba, że mamy dwóch pasażerów na pokładzie. W sumie dla kierowcy to niewiele zmienia, martwić się musi pasażer środkowego miejsca. Tam brakuje miejsca na nogi.
Samo prowadzenie busa, praktycznie jest takie samo jako osobówki. Mamy systemy wspomagania, grupę licznych asystentów, więc pozostaje wsiąść i jechać. Jedyne co należy opanować, to trzeba przyzwyczaić się do gabarytów auta, szczególnie w tej przedłużonej wersji. Jeżeli tego nie zrobimy, to jest duże ryzyko, że przy skręcie przytrzemy bok auta. Sporym ułatwieniem jest system kamer, widzimy, co dzieje się za autem i wokół niego. Automatyczna skrzynia biegów, a w zasadzie bezstopniowa skrzynia, bo to elektryk, sprawia, że z tym autem powinien poradzić sobie każdy kierowca. Wszystko leciutko chodzi, systemy wspomagania działają więc ruszam w drogę.
Renault Trafic E-Tech jest autem w 100% elektrycznym, więc pierwsze co robię to sprawdzam jaki ma zasięg. Katalogowo 294 km. Samochód odbieram z baterią naładowaną do pełna i pokładowy komputer pokazuje zasięg 290km. Ciekawe, bo bateria ma pojemność 52kWh, a producent podaje średnie zużycie energii na poziomie 21 -22kWh/100km. Z prostego rachunku coś tu się nie zgadza, albo zużycie energii będzie mniejsze, albo zasięg. Liczę, że wyjaśni się to w trakcie jazdy.
Trafica miałem tydzień, wystarczająco, aby sprawdzić go w różnych warunkach. Według zamysłu konstruktorów, przeznaczeniem Trafica jest lokalna jazda miejsko-podmiejska. Zasięg 300km raczej wyklucza długie trasy.
Akurat to mi pasuje, bo w takim obszarze Trafic będzie się poruszał. Odczucia z jazdy całkiem pozytywne. Silnik generuje moc 122KM i 245Nm momentu obrotowego. Subiektywne odczucie jakby było więcej. Ten bus ma całkiem fajne osiągi, 13,6s do setki. Co prawda prędkość maksymalna to zaledwie 110km/h, ale w Warszawie więcej przy dostawczaku mi nie trzeba. Miejska jazda jest spoko, gorzej jak trzeba zaparkować. Nawet pod supermarketem miejsca są dla niego za małe. Specjalnie się tym nie przejmuję, bo nie jest to samochód którym mam kręcić się po mieście. Zadanie dla niego jest proste, przewieźć towar z miejsca A do miejsca B. Na przykład duże gabaryty ze sklepu do klienta pod Warszawą. Jeszcze lepszym pomysłem jest, aby klient sobie sam przewiózł te towary, co nie jest głupie. Wystarczy policzyć. Market za dostawę liczy 50zł za 10km, więc jeśli mieszkamy 40 km od sklepu to będzie to nas kosztować min 200 zł. Busa można wypożyczyć już od 100 zł za dobę.
Towar zapakowany i jazda w drogę. Gabaryt jest, ale waga mizerna, więc wpływ obciążenia na zużycie energii znikomy. Zużycie energii także poniżej normy. Owszem jadę spokojnie, bo po pierwsze czas mnie nie goni, po drugie nie chcę strat w towarze, bo towar tak średnio zabezpieczony na pace. Mimo wszystko zużycie energii na poziomie 16kWh/100km jest dla mnie zaskoczeniem. Auto ma swoje gabaryty, więc sam opór powietrza powinien tu podnieść zużycie energii. Miła niespodzianka, a może miejsce na podium w ecodrivingu to nie był przypadek. Jakby nie patrzyć, to podoba mi się takie oszczędne autko.
Kolejne trasy i sytuacja się powtarza. Zużycie energii nie przekroczyło 20kWh/100km. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej. Wróciłem do Warszawy, zresetowałem licznik, aby sprawdzić jak to będzie w miejskim ruchu. Teraz to kompletnie zgłupiałem. Komputer pokazuje, że Trafic pobiera poniżej 10kWh/100km.
Ciekawe, bo taki rezultat to ciężko uzyskać w osobówce, a tu wielki bus i nawet specjalnie nie staram się oszczędzać. Przez kilkanaście kilometrów wynik się utrzymał. Wyjechałem z Warszawy i średnia podskoczyła do 13kWh/100km. Dalej szok, ale tylko się cieszyć. Wszystko co dobre kiedyś się kończy. Energia w baterii też, więc trzeba ją uzupełnić. Wymyśliłem, że podjadę na szybką ładowarkę 130kW i w maksymalnie w pół godziny naładuję baterię w aucie.
Podjeżdżam, otwieram klapkę i szok.
Samochód nie ma gniazda na wtyczkę szybkiej ładowarki. Wpadka, to mało powiedziane. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. W tej sytuacji mam dwa wyjścia, albo podłączyć się do domowego gniazdka, albo poszukać publicznej ładowarki o mniejszej mocy. Pierwsze rozwiązanie skreśliłem, bo ładowanie z domowej sieci trwa wieczność, więc pozostało szukanie ładowarki małej mocy. Zadanie dość łatwe, bo w Warszawie takich ładowarek jest sporo. Znalezione, podłączone, a cena za 1 kW to 1,49 zł. Bez kalkulatora już widać, że jazda tym elektrykiem wychodzi całkiem tanio. Jakby nie liczyć, to Trafic wychodzi mi taniej niż osobówka w gazie. Przy ładowaniu z domowego gniazdka wyszłoby jeszcze taniej, a jak miałbym fotowoltaike to całkiem darmo.
Nie byłem przekonany do elektrycznego busa i zmieniłem zdanie. Oczywiście nie jest to propozycja dla tych co latają w trasy, szczególnie jak nie ma możliwości szybkiego ładowania, ale dla lokalnej działalności to już warto o nim pomyśleć. 300 km to całkiem sporo, jak się zastanowić, to niewiele osób robi więcej kilometrów dziennie kręcąc się w lokalnym ruchu. Naładowanie akumulatorów zajmuje około 3 godzin i wiele nie kosztuje, a wolny wjazd do stref czystego transportu, zwolnienie z opłat za parkowanie i możliwość jazdy buspasami też ma swoją cenę.
Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor