Auto w Pracy

Slideshow Image

 

Warsaw Motor Show w tym roku połączył siły z Warsaw OldTimer Show i bardzo dobrze, bo minęły czasy kiedy oba wydarzenia z powodzeniem funkcjonowały samodzielnie. Na dobrą sprawę, teraz obie połączone imprezy są mniejsze, niż kiedyś jedna. Szczególnie słabo wypada Warsaw Motor Show. Brakuje importerów z ofertą najnowszych modeli. Nie tylko, że brak nowinek motoryzacyjnych o premierach nie wspominając, to w ogóle brak większości koncernów.  Sytuacje ratuje trochę wystawców z Chin, przynajmniej u nich można zobaczyć coś nowego na rynku.

Dla mnie numer jeden wśród wystawców to HONGQi. Chińska marka z SUVem klasy premium przykuwała uwagę odwiedzających. Wystawiono tylko dwa egzemplarze modelu E-HS9 i nie odgrodzono ich od publiczności, co w przypadku imprez masowych nie jest oczywistością. Przynajmniej każdy mógł z bliska obejrzeć, usiąść w nim i poczuć świat luksusu. Co ciekawe, cena auta jest moim zdaniem niższa niż można się byłoby spodziewać po wyglądzie. Aktualnie w polskiej ofercie jest tylko ten jeden model, ale liczę, że pojawią się również inne modele z gamy tej firmy. Może to być sporym zaskoczeniem dla konkurencji. Drugim chińskim wystawcą był Maxus. Dla mnie nie był nowością, bo już zdążyłem poznać a nawet i jeździć tymi elektrycznymi autami. Jednak jest to nowy gracz na naszym rynku.

 

Z nowości to by było tyle. Warto jeszcze wspomnieć o ekspozycji Alpine i Mercedesa. Jeszcze niespotykane polskie mikro samochodziki i koniec części „moto”. W takim razie czas przejść do strefy „retro”. W zasadzie to nie trzeba nigdzie przechodzić, bo wszystko jest wymieszane. 

 

Tu brakuje mocnych punktów. Nie, żeby nie było ciekawych modeli, bo można było znaleźć perełki, a nawet je kupić.  Moim zdaniem palmę pierwszeństwa otrzymuje De Tomaso Pantera. Pięknie utrzymany i rzadko spotykany samochód. Chyba było to moje pierwsze spotkanie z tym modelem. Jak zawsze licznie reprezentowana było amerykańska motoryzacja.

Efektowne, duże auta przyciągają wzrok, ale ja szukałem ekspozycji najstarszych pojazdów. Niestety, tych przedwojennych pojazdów praktycznie nie było.

 

Pozostała jeszcze jedna składowa tych targów, czyli „show”. Do tej części zaliczam wszystko co związane z tuningiem, naprawami i akcesoriami samochodowymi. Ten dział zajmuje całkiem sporą część ekspozycji i przyciąga mnóstwo osób. Nic dziwnego, bo każdy znajdzie tu coś dla siebie. Pokazy wprowadzają jeszcze więcej ożywienia. Najciekawsze jednak było to, co na zewnątrz. Jeżdżące samochody przebiją wszystko, a jak driftują to nie można koło tego przejść obojętnie. Ryk silników, zapach palonej gumy, czyli to co odwiedzający takie targi lubią najbardziej.

TikTok- dryftująca ciężarówka

Nie żałuję, iż odwiedziłem Ptak Warsaw Expo, ale niedosyt pozostał i czekam na całkowity powrót świetności takich wydarzeń.

 

Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor