Auto w Pracy

Slideshow Image

Samochód na receptę, w przypadku Alpine A110 GT właśnie tak powinno być.  Nie znam lepszego, a na pewno przyjemniejszego leku na poprawę humoru. Wsiadam, zamykam drzwi i już w momencie wciśnięcia przycisku „start” pojawia się uśmiech.

 

Trudno się nie uśmiechnąć, jak autko wita się miłym mruknięciem. Od razu wiemy, że moc jest z nami.

 

Próbuję rozgryźć, jak jest z ta mocą.  W dowodzie rejestracyjnym mam wbite 221KW, czyli równe 300KM, na oficjalnej polskiej stronie marki tyle mocy ma Alpine R. Wersja z oznaczeniem GT jest dużo słabsza, ale jest to trochę starszy egzemplarz A110 Légende GT i ma zaledwie 252KM.

Moja Alpine A110 GT przyjechała z Francji, więc najlepiej sprawdzić u źródła i wszystko się zgadza. Nowa Alpine GT ma 300KM i 340Nm momentu obrotowego. Tak miało być.  Przy masie 1134kg takie połączenie masy z mocą musi dać rewelacyjne osiągi. Przyśpieszenie od 0 do 100km/h zajmuje 4,2 sekundy.

Zacznijmy od początku. Wszystko zaczyna się od pierwszego spojrzenia. Jak przypadnie nam do gustu to wybaczymy małe wady (jeśli będą), jak nam się nie spodoba, to będziemy szukać dziury w całym. Dla mnie stylistycznie trafiony w punkt. Super udało się nawiązanie do rajdowej tradycji marki. Podobieństwo do Alpine A110 z lat 70 tych ubiegłego wieku jest uderzające, ale to tylko podobieństwo. To nie jest styl retro, tylko nowoczesne auto z charakterystycznymi detalami poprzednika. Detalami opracowanym na nowo. Układ czterech okrągłych przednich reflektorów, jest nie do podrobienia.

Po tym uśmiechu rozpoznawało się wyścigową Alpine i tak samo jest teraz. Nie ma drugiego takiego auta. Kto zna, ten rozpoznaje z daleka, ale większość jest całkowicie zaskoczona takim samochodem na drodze. Nie pamiętam, kiedy miałem samochód, który wzbudzał takie zainteresowanie.

Nie dziwi mnie to, auto jest piękne i dopieszczone w szczegółach, więc musi się podobać, a że jest to niszowa marka na rynku (roczna produkcja poniżej 3000 sztuk), w poprzednim roku sprzedano w Polsce zaledwie 30 kilka sztuk.

Koniec zachwytów nad wyglądem, samochód to nie obiekt muzealny, aby chodzić w koło i podziwiać. Otwieram drzwi i zajmuję miejsce za kierownicą. Na co dzień częściej jeżdżę SUVem, więc wpasowanie się w kubełkowe siedzenia sportowego auta mogłoby być pewną trudnością, na szczęście nie jest.  Siedzi się nisko, co jest naturalne w samochodzie którego wysokość to jedynie 1252 mm. Jak koło nas zatrzyma się ciężarówka, to akurat jej koła są na wysokości naszego wzroku.

Wnętrze eleganckie, stylowe i luksusowe, tak na pierwsze spojrzenie. To pewnie zasługa wykończenia skórą i sporej ilości chromu. Nie bez kozery, napisałem na pierwsze spojrzenie, bo po chwili zauważymy, że tego luksusu nie ma tak dużo. Przed podróżą trzeba zagospodarować wnętrze, czyli co nie co porozkładać po kieszeniach i schowkach. Kieszeni w drzwiach nie ma, więc szukam jak otworzyć schowek w desce rozdzielczej. Bez rezultatu, bo takiego schowka nie ma.

Zamiast tego, mamy kuferek pomiędzy oparciami siedzeń. Przednich siedzeń, bo tylnych nie ma. Ten samochód jest dwuosobowy i za przednimi fotelami mamy ścianę, która oddziela nas od centralnie umieszczonego silnika. Ściana jest bezpośrednio za fotelami, więc nie liczmy, że schowamy tam jakieś przydasie.  Sportowe auto, to nie bagażówka i wszystko byłoby w porządku, gdybyśmy je używali tylko do wyczynowej jazdy, a nie na co dzień.  W okresie jesiennozimowym przydałoby się zdjąć kurtkę i …. no właśnie, co dalej. Można schować do bagażnika, ale to średnio wygodne rozwiązanie. Wiosna już blisko, więc nie będę się tym przejmował.

Zapomniałbym, jest przecież bagażnik, a nawet dwa.

W sam raz dla prawnika, aby przewieźć dokumenty.

Wciskam czerwony przycisk „start” i wszystko przestaje się liczyć.  No może przesadziłem , liczyć trzeba i to bardzo szybko, zwłaszcza w mieście. Przy wykorzystaniu pełnej mocy, w mieście liczymy raz, dwa i mandat, za miastem, jak to nie jest autostrada to liczymy do 4. Po 4 sekundach przekraczamy dozwoloną prędkość. Na szczęście totalna inwigilacja jeszcze nie pilnuje wszystkiego, więc można cieszyć się tym co fabryka dała. Dobrze, że jest automatyczna skrzynia biegów. Nie nadążyłbym z przerzucaniem biegów, ale jeśli ktoś czuje się szybszy od automatu, to może wybrać tryb zmiany biegów manetkami przy kierownicy.  Auto jest naprawdę szybkie. Spokojnie możemy zajmować pole position na każdych światłach.  Większość aut, nawet nie podejmie rękawicy, ale z zainteresowaniem obserwuje co się wydarzy. 

Nie dziwi mnie taka postawa, bo przeciwnik nieznany, a wygląd świadczy o dużym potencjale. Oczywiście nikogo nie namawiam do takich igraszek na drodze, lepiej pobawić się na torze.

Czy w takim razie, jest to auto przeznaczone na tor? Absolutnie nie. Całkiem dobrze sprawdza się w codziennym użytkowaniu.  Co prawda kusi magiczny przycisk „sport” umieszczony na kierownicy. Po jego wciśnięciu przyśpieszenie wciska nas w fotel, a to bardzo przyjemne uczucie.

Po pierwszych dniach fascynacji osiągami,  przyzwyczaimy się do nich. Wtedy okazuje się, że wszędzie tym samochodem dojedziemy. Spojlery nie dotykają asfaltu, na spowalniaczach się nie wieszamy, nawet do lasu można pojechać i wrócić kompletnym autem. Alpine ma napęd na tył, czego niektórzy się obawiają. Gdzieś tam krążą opinię, że duża moc i tył napęd jest podatny na poślizgi. Przy zachowaniu odrobiny rozsądku, w przypadku Alpiny możemy zapomnieć o tych obawach. Owszem na mokrej drodze, przy wciśnięciu na starcie gazu w podłogę, auto zerwie przyczepność, ale szybko ją odzyska, o co zadbają sprawnie działające systemy kontroli trakcji. Nie ma obawy, że postawi nas bokiem.

 

Centralnie umieszczony silnik gwarantuje równomierny rozkład masy, a to przekłada się na tzw. trzymanie drogi. Szybko zauważymy to na drogach bardzo szybkiego ruchu. Auto jedzie jak przyklejone do drogi.  Wyprzedzanie jest czystą przyjemnością, a do tego jest ono bezpiecznym manewrem.  Czym większa różnica prędkości, tym szybciej wykonany manewr. Trzeba tylko uważać, bo momentalnie zobaczymy  na liczniku dwójkę z dwoma zerami i nawet tego nie poczujemy. Prędkość maksymalna tej wersji jest nie mniejsza niż 251km/h.

Nie pisałem do tej pory o silniku i pewnie myślicie, że jest tam przynajmniej 3 litry pojemności. Nic z tych rzeczy, pojemność silnika wynosi 1798cm³ i moc 300KM. Jak to możliwe, aby przy tych parametrach, tak to latało ?  Odpowiedź jest prosta – niska masa, która w przypadku tego modelu wynosi ledwie 1134kg. Teraz już nie dziwią mnie braki wyposażenia. Projektanci jasno określili cel i drogę jaką chcieli to osiągnąć. Ograniczenie masy, przez redukcję tego co zbyteczne. Zostawiono te elementy, które faktycznie są potrzebne. Nawigacja, kamera cofania, multimedia.  

Jeżeli rezygnacja z części luksusów była w celu poprawy osiągów, to ja już przestaję narzekać, że czegoś mi tu brakuje. Wybieram osiągi, a nie gadżety.

Stosunkowo mała pojemność silnika, ma jeszcze jeden atut, który docenimy właśnie w „zwykłym” użytkowaniu samochodu. Ten samochód potrafi być ekonomicznym autem. 

 

Średnie spalanie poniżej 6l/100km jest realne do osiągnięcia. Drugi biegun też nie jest na antypodach. Przy szybkiej i dynamicznej jeździe 13 – 14l/100km jest całkowicie akceptowalne.  Jeszcze lepiej wychodzi średnia z dłuższego okresu. 

Okazuje się, że Alpina A110 GT zużywa 8-9l/100km, czyli podobnie do innych aut z silnikami o podobnej pojemności. Przyjemność z jazdy -  nieporównywalnie większa.

Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor