Auto w Pracy

Slideshow Image

Suzuki Swift Sport. W przypadku tego auta nie można zacząć inaczej niż od wyglądu. Jest po prostu śliczne. Nie bez powodu użyłem tak damskiego określenia, bo kobiety mają do niego wyjątkową słabość. Można powiedzieć, miłość od pierwszego spojrzenia. Rzeczywiście ma coś w sobie, może to spojrzenie skośnych reflektorów, albo drapieżny uśmiech. Tak zdecydowanie ma wygląd drapieżnika, taki kociak do przytulania. Jeśli jeszcze mamy wersję w bojowych barwach, to z pewnością nie będziemy anonimowi na ulicy. Samochód przyciąga wzrok. Podobno wygląd to nie wszystko, liczy się wnętrze i tu także trudno się oprzeć urokowi tego modelu. Czerwone wykończenia sugerują nam, że jest to auto z charakterem. Ładnie wyprofilowane fotele i zegary nakierowane na kierowcę nie pozostawiają złudzeń, że mamy do czynienia ze sportowym autem.

Co istotne, efekt uzyskano przez staranne dobranie detali, a nie szaloną kolorystykę lub gadżeciarstwo. Doskonałym przykładem jest użycie koloru. Czerwona nitka na szwach foteli to standard w sportowych autach, tu też ten zabieg zastosowano, ale warto przyjrzeć się bliżej siedzeniom. Czerwień odnajdziemy także we wzorze tkaniny fotela. Takie detale budują klimat.

Zamiast kluczyka przycisk „start”. To akurat nie powinno dziwić, inaczej w tej klasie nie wypada. Przycisk uruchamia nie tylko silnik, ale i zestaw wskaźników przed kierowcą.  Kolejny plus za estetykę. Czerwień, srebro, błękit, czerń i biel, wydawałoby się, że to sporo kolorów jak na jeden zestaw wskaźników. Na szczęście kompozycja się udała, jest nowocześnie, ale nie przypomina to mrugającej lampkami choinki. Jeżeli chcemy coś spokojniejszego to jest z czego wybrać.  Na środkowym panelu możemy wybrać pomiar spalania,  wykorzystanie mocy i momentu obrotowego, albo wskazanie turbiny.

Za wzornictwo piątka z plusem.

Teraz pora sprawdzić co producent włożył pod maskę. Silnik 1,4 BOOSTERJET i 140 KM. Pierwsza myśl, to że trochę mało. „Cywilna” wersja z litrowym, trzycylindrowym silniczkiem ma 111 KM, więc w sporcie można byłoby spodziewać się zdecydowanie większej różnicy. Wyjaśnienie może kryć się w cenie. Konie kosztują, a Swift Sport jest tylko 5 tysięcy droższy od 1,0 Boosterjet. w automacie  Ciekawe jak ta koncepcja sprawdzi się na drodze.

Uruchomieniu silnika nie towarzyszy ryk budzonej bestii. Aby usłyszeć delikatny pomruk trzeba ściszyć radio. Jest to pierwsza wskazówka, że większy akcent położono na komfort i funkcjonalność auta niż walory sportowe. Ilość miejsca dla kierowcy i pasażerów potwierdza ten kierunek.  Współczesny samochód musi być wygodny, nawet jeżeli jest to wersja sportowa.  Pod tym względem projektanci dobrze odrobili lekcje. Ergonomia, funkcjonalność i wygoda porównywalna do pozostałych modeli. Nic dziwnego, rodzina Suzuki ma wiele wspólnych elementów. Odnajdziemy tu stacje multimedialną, zestaw wskaźników czy wielofunkcyjną kierownicę, a wszystko uporządkowane według schematu znanego z innych modeli.  Jeżeli ktoś pierwszy raz usiądzie za kierownicą Suzuki, bardzo szybko się w nim odnajdzie. 

Swift sport jest lżejszy od poprzednika o 80 kg, co przy tak małym samochodzie trzeba uznać za świetny wynik. Co ważne, kuracja odchudzająca nie odbiła się na wyposażeniu. Do dyspozycji mamy klimatyzację, nawigację, kamerę cofania i cały batalion wspomagaczy kierowcy.

975 kg masy własnej w połączeniu z 140 KM i 230 Nm momentu obrotowego to może dać ciekawy efekt. Pierwsze dodanie gazu i żywa reakcja auta. Jest dobrze. Wprawdzie ulica to nie tor wyścigowy
i szybkość nie jest tu najważniejsza, istotne jest przyśpieszenie. Szybko i sprawnie wykonany manewr zwiększa płynność ruchu i nasze bezpieczeństwo. Nie ma co ukrywać, spojrzenia kierowców też wymagają od nas, aby wstydu marce Suzuki nie przynieść.  Wygląd zobowiązuje, ale spokojnie 8,1 sekundy do 100km/h to wystarczająco aby wstydu nie było. Co istotne, jeżeli honoru nie bronimy za wszelką cenę i na każdym skrzyżowaniu to spalanie nas nie zniszczy. Suzuki podaje wynik 6,8 litra i w sprzyjających warunkach jest to całkiem realny wynik. Oczywiście bez szaleństw, jeżeli chcemy wykorzystać to co fabryka dała, musimy przygotować się na większe liczby.  8 litrów oznacza, że jeszcze mamy rezerwy mocy. Dziewiątka z przodu zbliża nas do sportowych emocji.

Zanim wyjedziemy w trasę, warto przyjrzeć się innym aspektom miejskiego środowiska. Tutaj Swift Sport radzi sobie całkiem dobrze. Zawieszenie jest trochę sztywniejsze, ale nie na tyle, aby na dziurach wypadały plomby  z zębów.  Swift Sport zachowuje  wszystkie walory małego samochodu, zwłaszcza łatwość parkowania. Dobrze jedynie pamiętać o przednim spojlerze przy wysokich krawężnikach.

Swift Sport ma także bagażnik i to taki sam jak zwykła wersja. 265 litrów można powiększyć składając oparcie tylnego siedzenia. Spakować bagaż i w drogę.

W trasie obowiązują trochę inne zasady niż w mieście, chociaż moc zawsze w cenie.  Każdy manewr lepiej wykonać pewnie i szybko, a do tego Sport świetnie się nadaje. Wciskamy gaz w podłogę i po sprawie. Spalanie w trasie powinno wynieść 4,8 litra, lub w cyklu mieszanym 5,6 litra. No cóż, nie po to kupujemy taki samochód, aby spowalniać ruch na drodze. Realnie przekłada się to na 6 litrów na setkę. Można więcej, spalanie rośnie proporcjonalnie do szybkości.  Autostrada, może wynieść nasze spalanie na poziom 8 litrów i nie jest to ostatnie słowo.  Limit szybkości utrudnia rzetelną ocenę pełni możliwości tego pojazdu.

Jeżeli wyłączymy audio, to przy ostrzejszej jeździe możemy posłuchać całkiem przyjemnego dźwięku. Trochę szkoda, że Suzuki nie zdecydowało się na zestrojenie bardziej agresywnego brzmienia wydechu.

Swift Sport to ciekawa propozycja. Pomimo super sportowego wyglądu rasową wyścigówką nie jest, ale sportowe geny nie trudno w nim znaleźć.  Pewne prowadzenie, doskonałe trzymanie się drogi przy dobrym przyśpieszeniu to gwarancja satysfakcji z jazdy. Przy tych atutach auto zachowało funkcjonalność cywilnej wersji.  Przy spokojnej jeździe spalanie także niewiele odbiega od wersji 111 konnej.  Różnica w cenie pomiędzy wersją Swita 1.0 BOOSTERJET SHVS z manualną skrzynią biegów, a Swiftem Sport to  10000 zł.  Czy warto, to zależy od indywidualnych upodobań klienta. Jedno i drugie auto jest tak samo funkcjonalne i daje przyjemność z prowadzenia. 

Jeżeli jednak chcemy wyróżnić się na drodze, to wybór jest oczywisty.

Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor