Warsaw Moto Show. To już trzecia edycja, czyli mały jubileusz, a skoro tak, to i oczekiwania większe niż zwykle. Czy targi sprostały temu wyzwaniu? I tak i nie. Jeżeli wziąć pod uwagę rozmiar imprezy, to rzeczywiście trudno szukać w centrum Polski imprezy o takim rozmachu. Kilka hal wystawowych, a w każdej króluje inna tematyka związana z motoryzacją. Motosport, tuning, campery, car-audio to tylko część tego co można było zobaczyć. Jeśli do tego dodamy długą listę zaproszonych gości ( min Kajetan Kajetanowicz, Jutta Kleinschmidt, Rafał Sonik) to rozmach imprezy robi wrażenie. Na dobrą sprawę trudno to ogarnąć podczas jednej wizyty. Targi trwały trzy dni, więc jeżeli ktoś był w stanie przyjąć taką dawkę motoryzacyjnych różności to nie powinien narzekać na nudę. W myśl zasady, że dla każdego coś dobrego, to faktycnie każdy mógł znaleźć dla siebie atrakcyjne punkty imprezy. Czy można odtrąbić sukces, chyba nie do końca. Druga strona medalu to stwierdzenie , jeżeli coś jest do wszystkiego to znaczy że jest do niczego. Aż tak krytyczny nie jestem, ale patrząc na tą część która mnie interesowała najbardziej, czyli salon samochodowy to rewelacji nie było. Na salon samochodowy nazwany salonem premier przeznaczono jedną halę z pięciu. Nie da się ukryć, że w tym momencie oferta Warsaw Moto Show nie wygląda już tak imponująco. O wielkości imprezy świadczy ilość wystawców i to co zaprezentują. Zacznijmy więc od wystawców, no cóż brakowało przynajmniej kilku dużych graczy naszego rynku. Na szczęście większość z obecnych marek stanęło na wysokości i zaprezentowało interesującą ofertę. Renault Megane RS, Audi A8, Mercedes X-klasa, Volkswagen T-Roc czy Lexus LS to tylko część z kilkunastu polskich premier.
Premiery okazały się jednym z najmocniejszych punktów Targów. Niestety jeżeli przedstawiciel marki nie wiele ma do powiedzenia o prezentowanym modelu to już nie jest dobrze. Kolejny minus to dostępność do prezentowanych modeli. Tu mamy całe spectrum traktowania klienta. Na szczycie drabinki samochody które można nie tylko dotknąć, ale także wsiąść i porozmawiać z kompetentnym przedstawicielem marki. Tak było na stoisku np. Renault czy KIA.
Ekspozycje gdzie otwarto samochody dla publiczności, ale obsługa nie wykazuje zainteresowania klientem też nie są złe. W końcu informacje można znaleźć w prospektach , albo jak ktoś uparty to i od obsługi wydobędzie to co go interesuje.
Pod kreską sytują się ekspozycje gdzie samochody są tylko do oglądania z zewnątrz. Porażka, szukać obsługę, żeby zobaczyć jak wygląda wnętrze. No cóż to i tak lepiej niż kompletne dno wystawowej drabinki. Samochód to zazwycza nie jest Mona Lisa czy inne dzieło tej rangi. Tak jak odgrodzenie od publiczności samochodów zabytkowych lub jednostkowych kolekcjonerskich egzemplarzy można jeszcze uzasadnić, to trudno znaleźć je w przypadku aut produkowanych seryjnie. Ogrodzenie sznurem, postawienie hostes nie uczyni z Maseratti dzieła sztuki. Wstyd i nic więcej, zwłaszcza, że auta stłoczono jak na parkingu pod supermarketem. Nie po to przychodzimy na targi aby oglądać samochody zza sznura. Samochód trzeba, dotknąć, poczuć, wzbudzić pożądanie. To zaowocuje w przyszłości, więc proponuje wystawcom patrzeć trochę z większą perspektywą czasową niż nieśmiertelne pytanie czy w najbliższym czasie planuje pan zakup samochodu.
Podsumowując III Edycję Warsaw Moto Show trzeba przyznać, iż widać jak rozwija się ta impreza. W porównaniu do poprzedniej edycji bardzo mocno postawiono na to , aby zaakcentować wymienione w nazwie „show”. Zaproszeni goście, pokazy dla publiczności czy rozbudowanie takich działów jak car-audio i tuning bardzo dobrze zdało egzamin. Mam nadzieję, że w kolejnym roku część stricte samochodowa również zanotuje tak spektakularny progres.
Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor