Pewnie każdy sprzedawca chciałby znać odpowiedź na to pytanie. Jeszcze bardziej zainteresowani odpowiedzią są producenci samochodów – jak zaprojektować i wyprodukować pojazd, który spełni oczekiwania klientów. Trudne zadanie, tym bardziej, że jest to działanie pod presją – przecież inni zmagają się z tym samym problemem. Jak wyprzedzić konkurencję?
Pierwsze, co przychodzi na myśl, to że trzeba zrobić lepszy samochód niż konkurencja. Lepszy – to znaczy jaki? Większy, mocniejszy, szybszy, a może oszczędniejszy? Większość producentów idzie tą drogą. Wystarczy popatrzeć, jak te same modele urosły w ciągu kilkunastu, kilkudziesięciu lat. Urosły, nabrały masy i mocy.
Suzuki przez jakiś czas też podążało tą drogą, ale coś się zmieniło – przynajmniej w podejściu do polskiego rynku. Nowa koncepcja stawia na minimalizm. Cięcia najpierw dotyczyły liczby oferowanych modeli. Z oferty skreślono Baleno, Ignisa, Jimny’ego. Wypada Swace, a pewnie niedługo pożegnamy także Acrossa. Zostaje Swift, S-Cross i Vitara. Dość zaskakująca koncepcja, ale jeszcze bardziej zadziwiają kolejne ruchy japońskiego producenta. Samochody Suzuki tracą moc. Konkurencja kusi coraz większym stadem mechanicznych koni, a Suzuki – wprost przeciwnie.
Suzuki Vitara debiutowała z silnikiem o mocy 120 KM. Później nabrała mocy – wersja 1.4 BoosterJet posiadała już 140 KM i, trzeba przyznać, że w 2016 roku to było coś. Umiarkowana masa auta, w połączeniu z tą mocą, przekładała się na bardzo dobre osiągi. Niestety, to był szczyt mocy w Vitarze. W kolejnych modelach mocy już tylko ubywało. W 2022 roku powstała Vitara w wersji „Strong” – i tu było wielkie zaskoczenie. „Strong” generował zaledwie 116 KM.
Najnowsza wersja Suzuki Vitara 1.5 DualJet Hybrid straciła kolejne konie. Teraz jest 102 KM. Lekkie zdziwienie to mało powiedziane – byłem więc szczególnie ciekaw, jak ten samochód jeździ.
Opinie w internecie marne – że tragedia, że nie ruszy z miejsca itd. Nie biorę tego jednak pod uwagę, bo to oceny tych, którzy nie jeździli tym samochodem, a wypowiadają się przed debiutem auta na rynku. Wiarygodność – poziom „0”. Najlepiej samemu ocenić.
Pierwsza zasada – biorąc nowy samochód, zawsze warto zadać sobie pytanie: jakie jest jego przeznaczenie i do jakiego klienta jest adresowany? Wtedy zupełnie inaczej patrzymy na samochód.
Vitara nie jest samochodem sportowym. Nie jest już też terenówką, jaką były pierwsze Vitary. Współczesna Vitara to mały, rodzinny SUV z cechami terenówki – podręczne, funkcjonalne autko do codziennego użytku. Jak mamy już określony target, to można pomyśleć, jakie cechy powinien mieć taki samochód. Na pierwszym miejscu będzie uniwersalność. Samochód rodzinny ma sprawdzić się w każdych warunkach – dojazd do pracy, na zakupy i wakacyjne wyjazdy, a jak trzeba, to musi być także bagażówką.
Drugim warunkiem do spełnienia są koszty – ma być w miarę tani w zakupie i eksploatacji. Oczywiście, klienci będą oczekiwać, że skoro Vitara jest SUV-em, musi posiadać minimum terenowych możliwości.
Spore wymagania, ale tak to jest z tymi autami do „wszystkiego”. Nie mój problem – niech się projektanci martwią, jak spełnić te oczekiwania. Ja ocenię efekt ich pracy.
No dobrze, teraz wiem, na co zwrócić uwagę. Zaczynam od wyglądu. Dwukolorowy lakier dodaje autu świeżości. Zgrabny SUV-ik, ładnie dobrane proporcje bryły nadwozia. Nowocześnie, ale bez zbędnych udziwnień, co gwarantuje, że auto wizualnie szybko się nie zestarzeje. W zasadzie powinienem napisać, że pomimo swojego wieku, ciągle wygląda atrakcyjnie. Od debiutu minęło 10 lat, a zmiany nadwozia były minimalne.
Samochód mierzy 4185 mm długości i muszę przyznać, że projektanci dobrze wykorzystali każdy milimetr. Wnętrze jest całkiem obszerne – dobre warunki do podróży znajdą nawet pasażerowie tylnej kanapy. Co ważne, auto oferuje bagażnik o pojemności 289 litrów, z możliwością powiększenia go do 1046 litrów.
Oczywiście, w tym wariancie trzeba złożyć oparcia tylnej kanapy, przez co auto staje się dwuosobowe. Oparcie kanapy jest dzielone, więc można zrobić auto trzy- lub czteroosobowe. Przy złożonych oparciach uzyskujemy w miarę równą podłogę, co znacznie ułatwia zagospodarowanie przestrzeni.
Dobrym patentem jest bagażnik z drugim dnem, czyli skrytką pod podłogą. Bałagan pod podłogę – i cieszymy się porządkiem w bagażniku.
Wyposażenie wnętrza jest typowe dla marki Suzuki, czyli powtarzalne elementy w różnych konfiguracjach. Zestaw zegarów znajomy z Baleno, S-Crossa i Swifta. Podobna sytuacja z centralną stacją multimedialną i ekranem wbudowanym w deskę rozdzielczą. Nic tu się nie zmieniło, więc nie ma sensu kolejny raz tego opisywać. Zapraszam do wcześniejszych testów.
Zmiany są pod maską – chociaż tego nie widać. Silnik ten sam, tylko liczba koni się zmieniła. Koni nie zobaczymy, ale ciekawe, czy poczuję różnicę podczas jazdy?
Silnik o pojemności 1462 cm³ generuje 102 KM – nie imponuje mocą. Z drugiej strony, przynajmniej nie jest to zbytnio wyżyłowana jednostka napędowa. Silnik współpracuje z automatyczną skrzynią biegów AGS.
Uruchamiam silnik. Włączam bieg – i samochód daje radę. Nawet lekko, bez wysiłku, rusza. Pierwsze kilometry i nic złego się nie dzieje. Co prawda, ostatnio jeździłem Vitarą pół roku temu, więc mogłem trochę zapomnieć, ale odczucia mam podobne. Kolejne kilometry potwierdzają moje spostrzeżenia – ubytek kilkunastu koni w mieście nie jest specjalnie odczuwalny.
Na światłach nie zostaje, płynnie wykonuje manewry i całkiem przyjemnie się prowadzi. Do miejskich wyścigów się nie nadaje, ale na codzienne zakupy – jak najbardziej. Jest zwrotne, łatwe w parkowaniu i ma niewielkie spalanie.
Apetyt na paliwo mieści się w przedziale 5,5–6,5 l/100 km.
Co ciekawe, podobne zużycie paliwa jest w trasie. Oczywiście, można zejść poniżej 5,0 l/100 km. Wystarczy trochę pilnować się podczas jazdy, aby zbyt gwałtownie nie przyspieszać. Nie nadużywam pedału gazu, bo i tak nie zmienia to charakteru auta. Można włączyć tryb sport, ale nie liczmy na cuda – to nie jest samochód wyścigowy.
Podobne odczucia pozostały mi w pamięci z testu poprzedniej Vitary. Mocy wystarcza do sprawnych manewrów – wyprzedzimy, włączymy się do ruchu – i o to w tym aucie chodzi. W tym momencie trzeba wrócić do punktu wyjścia, czyli decyzji zakupu. Jeśli był to świadomy wybór, nie będzie rozczarowania. Wsiąść, wygodnie dojechać na miejsce i nie stresować się – to kwintesencja codziennego użytkowania.
Suzuki oferuje solidne wyposażenie – w to, z czego faktycznie się korzysta. Gadżetów wiele tu nie znajdziemy, ale jakoś mi ich nie brakuje. Owszem, na początku są fajne, ale później wielkiego pożytku z nich nie ma.
Jeżdżę i zastanawiam się, czy przypadkiem nie dostałem poprzedniej wersji, bo różnicy jakoś nie widzę. Sprawdzam swoje notatki – jak to było z poprzednimi Vitarami. Wychodzi, że dynamika i spalanie są bardzo podobne. Czy w takim razie ta zmiana miała sens? Z punktu widzenia klienta – nie. Zmiana była potrzebna, aby dostosować się do europejskich norm emisji.
Przyjemne, bezstresowe autko z przyzwoitym wyposażeniem. Wersja z automatem i panoramicznym dachem nawet wykracza poza ramy definicji samochodu codziennego użytku. Jeśli chcemy czegoś więcej, można wybrać wersję Vitary z napędem 4x4.
Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor