Tym razem zawitał do mnie biały kruk w czarnym kolorze. Suzuki A-Cross jest samochodem o którym niewiele osób słyszało, a jeszcze mniej go widziało, nie mówiąc już o tych którzy mieli okazję nim jeździć. Sam się zastanawiam, czy spotkałem kiedyś A-Crossa na ulicy i chyba mi się to nie zdarzyło.
Dodatkowym utrudnieniem jest to, że łatwo pomylić A-Crossa z Toyotą RAV4. W zasadzie to wyglądają prawie tak samo i i tylko wprawne oko rozpozna której marki to auto. Najłatwiej poznać Suzuki po znaczku na przednim grillu. Wytłumaczenie tego podobieństwa jest banalnie proste. Suzuki A-Cross to właśnie Toyota RAV4 w topowej wersji Plug-in hybrid. Producenci się dogadali, powymieniali modelami i tym sposobem w polskiej ofercie Suzuki są dwa adaptowane modele od Toyoty. Swace i A-Cross. Swace czasem można spotkać na ulicy, A-Crossa prawie nigdy. Tylko jeden powód przychodzi mi do głowy – cena. Tanio nie jest, ale takie są ceny za takie samochody. Trochę szkoda, że do oferty Suzuki nie włączono podstawowych wersji RAV4 , zawsze to marketingowo lepiej wygląda jak cena jest o kilkadziesiąt tysięcy złotych mniejsza, a że z dopiskiem „od” to już mały pikuś.
Z drugiej strony, przyjemnie jest mieć wyjątkowy samochód o zaskakujących możliwościach. Suzuki
A-Cross dysponuje mocą 306KM i potrafi ją wykorzystać podczas jazdy. Drogowi zawodnicy szybko zauważą, iż coś tu jest nie tak i nabiorą respektu. Duży SUV, którego raczej nie kojarzy się z autami o sportowym charakterze rozpędza się od 0 do 100km/h w 6.0 sekund. W zasadzie to już to powinno zakończyć temat osiągów, ale nie można pominąć pewnej kwestii, a mianowicie systemy wspomagania kierowcy. Generalnie jak wskazuje nazwa, mają pomagać kierowcy w prowadzeniu pojazdu. Super, ale są jakieś granice po przekroczeniu których zaczyna to tracić sens. Tu dużo do powiedzenia ma ustawodawca, czyli Unia Europejska, która do listy obowiązkowego wyposażenia samochodu ciągle dokłada nowe systemy wspomagania. Wszystko rozumiem, ale to już zaczyna wyglądać jakby ludzi traktowano jak idiotów za których trzeba myśleć i we wszystkim wyręczać. Część z tych systemów faktycznie jest przydatna, niestety są też mniej przydatne, a nawet takie, których działanie trudno zaakceptować. Jeśli co chwila coś mruga, piszczy czy trzęsie kierownicą to u mnie wywołuje to odwrotny efekt niż był zamierzony. Weźmy dla przykładu taki system czytania znaków. Dopóki jego działanie objawiało się graficzną ikonką znaku z ograniczeniem prędkości, to faktycznie spełniał swoją rolę informacyjną. Teraz, oprócz wizualnej informacji, dodano informację dźwiękową, no i z tym już jeździć się nie da. Na stałe wyłączyć tego nie można, przy każdym uruchomieniu silnika, aktywuje się pełny zestaw asystentów, więc trzeba wyłączyć to manualnie. Fajnie jakby można było wyłączyć dźwiękowe powiadomienie, a zostawić tylko grafikę.
Można tak zrobić, ale trzeba przejść kilka poziomów ustawień na panelu sterowania w zespole wskaźników przed kierowcą. Nie polecam robić tego podczas jazdy, a na postoju przed jazdą to albo zapomnę o tym, albo nie mam czasu. W tej sytuacji pozostaje wyjście awaryjne, czyli trzy kliknięcia i cały ten system zostaje wyłączony. Tym sposobem, jak to się mówi, dziecko zostało wylane z kąpielą. Oczywiście, ktoś powie, wystarczy nie przekraczać szybkości i nic nie przeszkadza. W teorii tak, ale po pierwsze, to część ograniczeń kompletnie ustawiono od czapy, po drugie to sytuacje na drodze często wymagają chwilowego przekroczenia prędkości, aby szybciej i bezpiecznie zakończyć manewr. Nie mówię tu o jakimś drastycznym, czy nawet dużym przekroczeniu szybkości. System jest bardzo czuły i zaczyna działać już przy przekroczeniu prędkości o 2- 3 km/h. Paranoja, bo zamiast koncentrować uwagę na drodze, to człowiek dostaje serię sygnałów, które go bardziej rozpraszają niż pomagają.
No dobrze, z unijnymi bzdurami trudno walczyć, więc wracam do auta, aby cieszyć się jazdą.
A-Cross jest dużym SUVem, a to przekłada się na wygodę w jego wnętrzu. Na brak miejsca nie będą narzekać, ani pasażerowie, ani tym bardziej kierowca. Mnie najbardziej interesuje miejsce kierowcy. Wygodny fotel, z elektrycznym sterowaniem spełnia swoje zadanie. Kilka godzin za kółkiem nie powoduje zmęczenia. Sporym zaskoczeniem jest manualne ustawianie fotela pasażera. W tej klasie powinno to być standardem. Ogólnie auto robi dobre wrażenie. Nie ma dysonansu między wyglądem zewnętrznym, a wnętrzem. Duży samochód i solidne wnętrze ze starannym wykończeniem.
Bagażnik ma pojemności 490 litrów. Nie jest to mało, chociaż przy tak dużym samochodzie spodziewałem się większej przestrzeni ładunkowej. Jakby co, to zawsze można złożyć oparcia tylnej kanapy i uzyskać 1600 litrów. W takim przypadku to nasz A-cross staje się bagażówką. Brakuje mi tu miejsca na ładowarkę. Co prawda ładowarka jest spakowana w filcowe etui, więc przewody nie latają luzem, ale fajnie, jakby ją można było schować na przykład pod podłogą.
Statyczne oględziny zrobione i już można przejść do najciekawszego, czyli do tego, jak się jeździ A-crossem. Jest moc, jest przyjemność z jazdy.
A-cross jest hybrydą typu plug-in, czyli taką, którą można doładować prądem. Najwygodniej jest to zrobić w domu, jeżeli ma się do tego warunki. Jeżeli tego nie zrobimy, to i tak będziemy jeździć, bo oprócz silnika elektrycznego jest silnik spalinowy o pojemności 2,5 litra i mocy 185 KM. To plus, bo możemy pojechać wszędzie gdzie chcemy, a nie tylko tam gdzie są ładowarki. Minusem Plug-in jest to, że mieszkając w mieście nie bardzo jest gdzie się podłączyć. Nie wszystkie Plug-in chcą współpracować z publicznymi stacjami ładowania. Na szczęście hybrydy mają zdolność ładowania własnej baterii podczas jazdy, korzystając z systemu odzyskiwania energii, głównie podczas hamowania.
A-cross dysponuje 306 KM łącznej mocy, co pozwala zapomnieć nam o problemach z włączaniem się do ruchu. Wszelkie manewry, także łatwiej wykonać mając odpowiedni zapas mocy. Co tu dużo pisać, wciskamy gaz i do przodu. Samochód dostępny jest tylko z automatyczną skrzynią biegów, więc kolejny problem z głowy. Jedynie o co musimy się martwić, to gabaryty auta. Jest duże, a siedząc za kierownicą mam wrażenie jakby było jeszcze większe, niż wymiary wskazują. 4635 mm długości to mało nie jest, ale są większe i też się mieszczą na drodze. 1833 mm szerokości może być tu istotnym parametrem, który sprawia odczucie wielkości auta. Podczas jazdy, nie ma to specjalnie znaczenia, mogłoby mieć podczas parkowania, gdyby nie było czujek i kamery cofania. Na szczęście są i to rozwiązuje sprawę.
Duży silnik i duża moc, więc każdy z obawą zerka na spalanie. Obawy całkiem niesłuszne, bo A-cross zaskakuje niskim spalaniem. Pominę kwestię super oszczędnej jazdy z wykorzystaniem trybu EV (elektryczny), bo jest super oszczędnie dokąd mamy w pełni naładowany akumulator. Jeżeli trasa jest krótka i po jej przejechaniu możemy naładować akumulator, to wtedy faktycznie jest to jazda o kropelce. W realnych warunkach zazwyczaj tak dobrze nie ma i trzeba więcej korzystać z silnika spalinowego. Najlepiej posłużyć się własnym doświadczeniem. Ruszyłem z Warszawy w stronę Zakopanego. Trasa 400 km w jedną stronę. Od razu założyłem, że nie ma sensu szukanie punktu ładowania ani w trasie, ani podczas gościny w miejscu zakwaterowania. Majówka, to i ruch duży. Spodziewam się, że czym bliżej gór, to będzie tylko gorzej, więc trzeba teraz trochę pogonić autko. Z tym nie ma problemu, bo jest chętne do współpracy. Ciekawi mnie, jaki rachunek za to wystawi, a tu niespodzianka 7,6l/100km. Jeśli autostradowy jest taki wynik, to co będzie na lokalnych górskich drogach?
Spalanie super, bez wysiłku wychodzi poniżej 6l/100km. Tu także docenimy pozostałe atrybuty A-crossa. Wyższe zawieszenie no i moc. Autko dobrze trzyma się drogi, jedynie gabaryty na wąskich drogach zmuszają do czujności. Podjazd pod górę, praktycznie nie robi na nas wrażenia. Jeśli jest widoczność, to można nawet wyprzedzać, damy radę. Może się i tak zdarzyć, że prąd na ukończeniu i pozostaje nam tylko silnik spalinowy i wtedy spalanie jest całkiem inne.
11,5l/100km to najlepszy dowód, że hybryda działa. Jak był prąd, to spalanie o połowę mniejsze. Na szczęście dość szybko auto uzupełniło energię i spalanie wróciło do normy. Jak tak, to można sprawdzić to lepsze oblicze hybrydy.
Wystarczy spokojna jazda i schodzimy poniżej 5l/100km.
Malutkie spalanie a osiągi sportowca, no i to mi się podoba. Gdyby nie ta cena ……..
Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor