Auto w Pracy

Slideshow Image

Kilka generacji Suzuki Swifta dobrze zapisało się w historii motoryzacji. Za kilka miesięcy do polskich salonów trafi kolejna generacja tego modelu, więc to ostatni moment, aby jeszcze pocieszyć się „starym” Swiftem.

Suzuki Swift Hybrid FL oferowany jest tylko z jednym silnikiem o pojemności 1197cm³, który generuje 83KM i 107Nm momentu obrotowego. Ponieważ jest to układ hybrydowy, to znajdziemy w nim silniczek elektryczny o mocy 2kW. Jakoś imponująco nie wyglądają takie parametry, ale warto zauważyć, że benzynowy silnik ma jeszcze 4 cylindry, co w obecnych czasach zaczyna przechodzić do historii. W kolejnej generacji 4 cylindrowego silnika już nie będzie. Teraz jeszcze możemy wybrać ten silnik i tylko ten. Suzuki nie oferuje innej jednostki napędowej, bo większy silnik 1,4 BOOSTERJET zarezerwowany jest dla Swifta Sport, który jest traktowany jako oddzielny model.

W takim razie, przynajmniej wybór będzie prostszy. Do wyboru jest manualna lub automatyczna skrzynia biegów. Tak albo tak i już można przejść do konfiguracji wyposażenia. W przypadku ręcznej skrzyni biegów mamy trzy poziomy wyposażenia: premium, premium plus i elegance. Jeśli zdecydujemy się na automatyczną skrzynię CVT to mamy tylko dwa poziomy wyposażenia: premium i premium plus.

Do mnie trafił Swift z automatem, akurat fajnie, bo Swifta z taką skrzynią jeszcze nie miałem. Co do poziomu wyposażenia, to zewnętrznie różnica jest niewielka. Przyciemniane szyby, alufelgi 16” i światła przeciwmgielne wyróżniają wersję plus.  Zdecydowanie więcej różnic znajdziemy w środku auta. Dotykowy ekran, kamera cofania, czujniki to już konkretne elementy które mogą zadecydować o dołożeniu paru złotych do wyższej wersji. Dodam jeszcze, że w tej opcji są podgrzewane siedzenia i zamykam ten wątek.

W komplecie do wersji premium plus przypisano kilka systemów poprawiających bezpieczeństwo. Niezbyt poprawnie politycznie jest pisać, iż chętnie przynajmniej części z nich bym się pozbył. Czym mnie tu uraczono? Asystent przekraczania linii, czytanie znaków, asystent niestabilności kierunku jazdy, system stop-start. Niestety tyle zbędnej dobroci wynika z unijnych przepisów, a niestety będzie tego przybywać. Zbędne, denerwujące, a płacić za to trzeba. Zamieniłbym je wszystkie na dobry antyradar.

Jest też kilka całkiem udanych wynalazków, np. automatyczne światła, monitorowanie ruchu poprzecznego no i oczywiście kamera cofania. Jest też system wspomagania hamowania przed kolizyjnego i tu mam dylemat. Piszczy, błyska i denerwuje, bo potrafi reagować na sytuacje, kiedy w żaden sposób zagrożenia nie ma, no ale kiedyś, co prawda w innym aucie taki system uratował mnie przed próbą wymuszenia ubezpieczenia. Denerwujący, ale jeśli pozwoli uniknąć kolizji to może warto go zaakceptować.

Czas zakończyć opis i trochę pojeździć. Swift zawsze kojarzony był z małym sprytnym samochodzikiem o dobrej dynamice. Trudno się temu dziwić, bo sylwetka sugeruje zwinność i dynamikę. Wsiadam do autka i pomimo, iż jest już kilka lat na rynku, to ciągle wygląda dobrze. Mimo wszystko czas, aby tchnąć w to wnętrze ducha nowości. Co nie znaczy, że będzie lepiej. Akurat ja lubię, jak centralny ekran multimediów jest wkomponowany w kokpit, a nowe trendy preferują przyklejanie tableta.

Zestaw zegarów przed kierowcą jest połączeniem analogowych zegarów z małym ekranem komputera. Estetycznie i czytelnie, ale w dobie cyfrowych kokpitów oferuje znacznie mniej niż konkurencja. Możliwość personalizacji ustawień ogranicza się do małego okienka komputera. Brakuje mi tu możliwości wyświetlania cyfrowej mapy. Ok, wiem, że to nawyk z klasy wyższej, ale to rozwiązanie coraz częściej znajdziemy w popularnych modelach, więc liczę, iż Suzuki w nowym modelu też się zdecyduje je wprowadzić.

Silnik uruchomiony, więc czas ruszyć w drogę. Zwinność auta pozostała. Swift mierzy 3845 mm długości, więc faktycznie łatwo się nim manewruje. Promień zawracania wynosi 4,8 metra, a to pozwala wjechać w każdą dziurę. Podczas parkowania to istotne atuty, które szybko docenimy. Wybitnie wyciszony to Swift nie jest i może o to chodzi, o czym będzie później. Przy włączonej muzyce, nie jest to uciążliwe, ot coś tam sobie brzęczy i tyle. W końcu to samochód spalinowy, a nie elektryk.

Przyspieszenie auta od 0 do 100km/h zajmuje 12,2 sekundy. Subiektywne odczucia, że jest lepiej niż na papierze. Ciekawe. Jakby nie było, to przyjemnie się nim jeździ, przynajmniej w mieście. Nic dziwnego, że Suzuki klasyfikuje Swifta jako auto miejskie. Samochód jest pięcioosobowy, ale komplet pasażerów to takie wyjście awaryjne. Na szczęście, najczęściej korzysta z takiego auta, jedna lub dwie osoby. Dojazd do pracy czy na zakupy, to główne przeznaczenie miejskiego samochodu.

Do takich zadań, bagażnik o pojemności 265 litrów w zupełności wystarcza. W razie potrzeby składamy oparcia tylnej kanapy i można dopakować prawie cztery razy więcej bagażu.

Pomimo, iż Swifta zakwalifikowano do grupy mieszczuchów, to świetnie sprawdza się w trasie.  Pomimo niezbyt dużych rozmiarów auta, miejsca w środku wygospodarowano całkiem sporo. Wygodne przednie fotele zapewniają wystarczająco komfortu nawet przy dłuższej podróży. Z tyłu dwie osoby też się jeszcze zmieszczą. Teoretycznie to nawet trzy, ale według mnie to wyjście awaryjne. Mnie najbardziej interesuje jedno miejsce, to za kierownicą.  Jak wspomniałem fotel całkiem wygodny. Bez problemu znalazłem odpowiednie ustawienie, z ustawieniem kierownicy też szybko poszło. Podobnie z lusterkami i tu odkrycie, że nie ma przycisku do składania lusterek. Szkoda, bo akurat z tego często korzystam, ale bez tej funkcji da się żyć.

Swifta można wybrać z manualną lub automatyczną skrzynią biegów. Ja mam automat i jestem zadowolony, bo jest to wygodne rozwiązanie. Wybiera się ustawienie „D” i jazda. Nie wiem czemu, Suzuki skomplikowało coś tak prostego. Wszystkie przełożenia ustawiono w jednej linii. Gdyby „D” z którego się korzysta było na końcu, to ok, ale na końcu dołożono przełożenie „L” z którego korzysta się sporadycznie. Problem polega na tym, że chcąc szybko ruszyć, zazwyczaj przesuwamy dźwignię do końca i to jest nie to przełożenie, które chcieliśmy wybrać. To jedyny minus tej skrzyni, po prostu trzeba się do tego przyzwyczaić.

Sama jazda to już czysta przyjemność. Może to dziwne, bo auto ma zaledwie 83KM, a ma się wrażenie, iż dużo więcej. Szczególnie fajnie Swift zachowuje się na lokalnych, krętych drogach. Warto wtedy wyłączyć muzykę. Dźwięk silnika jest dość dobrze słyszalny i całkiem przyjemny. Dobre trzymanie się drogi, brzmienie silnika i pozycja za kierownicą sprawia wrażenie, jakbym prowadził samochód rajdowy. Taka bezpieczna wyścigówka, bo jednak faktyczne osiągi nie są adekwatne do subiektywnych odczuć. Przynajmniej łatwo nad nimi zapanować.  Dodatkowy plus jest taki, że jazda Swiftem nie zrobi krzywdy naszym finansom. Średnie spalanie oscyluje w okolicach 5l/100km. Raczej więcej niż mniej, ale tylko dlatego, że nie chce mi się bawić w ecodriving. Wcześniej jak miałem Swifta, też z takim silnikiem, to nie miałem problemu aby zejść poniżej 4l/100km.

Przy bardziej dynamicznej jeździe, spalanie rośnie nawet do 8l/100km, ale dość szybko i tak średnia wraca do normy, czyli piątka z przodu.

Suzuki Swift ciągle pozostaje, małym sprytnym samochodzikiem, który potrafi dać wiele radości. Za chwilę pojawi się w salonach nowa generacja tego modelu i nie będzie miała łatwego zadania, bo musi się zmierzyć z legendą poprzednika.  

TikTok: Suzuki Swift

Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor