Auto w Pracy

Slideshow Image

Skoda Enyaq Coupe to pierwsza liga motoryzacji. Jeśli ktoś jeszcze tego nie zauważył, to czas nadrobić zaległości. Wystarczy spojrzeć na tą Skodę. Może i są różne gusta, ale nie spotkałem nikogo, komu by się ten samochód nie podobał. Nie dziwię się, przepiękna linia w najmodniejszej odmianie SUVa, czyli coupe. Do tego kolor pomarańczowy phonix. Trudno nie zauważyć tego auta, zwłaszcza, że model jeszcze nie opatrzył się na rynku.

Samochód do małych nie należy, długość 4649mm, szerokość 1897mm i wysokość 1616mm. Duże gabaryty co widać, ale dzięki doskonale dobranym proporcjom sylwetka nie wygląda ociężale, co w przypadku coupe byłoby dużym minusem. Tu dobrą robotę robią 20 calowe felgi, optycznie dodają autu finezji.

Ciekawym, a zarazem kontrowersyjnym elementem jest podświetlany grill. W sumie to nie mogę się zdecydować, czy mi się podoba czy nie. Raczej na plus, za to, że światłem nie bije po oczach. Ciekawe o ile rosną koszty naprawy w przypadku wymiany tego elementu?

Enyaq coupe zbiera pochwały za wygląd i to całkiem zasłużone. Ciekawe, czy wnętrze też się tak udało. Szczerze powiedziawszy, to tu spodziewam się takiego samego wnętrza jak w pozostałych Enyaqach.  Zaskoczenia nie ma, co mnie nie martwi, bo wnętrze Skody to już wysoki poziom.

Stylistycznie to elegancki minimalizm. Nie ma mnóstwa gadżetów, przełączników. Na środku konsoli dominuje olbrzymi ekran z centrum zarządzania ustawieniami auta. Przed kierowcą jest mały cyfrowy panel wskaźników. To dosyć zaskakujący element, bo większość firm raczej zwiększa powierzchnie panela zegarów.  Ciekawe, trochę sceptycznie do tego podchodziłem, ale okazało się, że w zupełności spełnia swoje zadanie. Duży wpływ na to, ma wyświetlacz Head-up.

Najważniejsze dane, takie jak np. prędkość czy podpowiedź nawigacji jest prezentowana na przedniej szybie. Wygodne i zwiększające bezpieczeństwo rozwiązanie.

Jak wspomniałem, prawdziwe centrum ustawień znajdziemy na centralnym ekranie. Jeśli nasza Skoda jest w bogatszej wersji wyposażenia, to jest czym się pobawić. Tryby jazdy to norma, ale masaż w fotelach to już luksusowy dodatek, tak jak pompa ciepła i możliwość programowania czasu jej uruchomienia. Można bez tego żyć, ale jak jest to szybko się przyzwyczaimy do takich luksusów. Jeszcze nie tak dawno klimatyzacja w aucie była wyróżnikiem klasy wyższej, a teraz to już standard nawet w maluchach. W Enyaqu oczywiście też jest, tak jak nawigacja czy multimedia. Jak mowa o muzyce to muszę pochwalić nagłośnienie firmy Canton.

Na naszą strefę komfortu olbrzymi wpływ ma przestrzeń jaka mamy do dyspozycji. Enyaq coupe jest duży i przekłada się to na ilość miejsca w środku. Na klaustrofobię nie będziemy cierpieć. Jest też panoramiczny dach, co optycznie powiększa wnętrze. Dodatkowe światło też dobrze wpływa na samopoczucie. Nie można pominąć foteli.

Obszerne, wygodne, oczywiście z elektronicznym sterowaniem i pamięcią ustawień.

Drobiazgi też mają znaczenie, więc sprawdziłem czy jest parasolka w drzwiach.

Estetyka również ma wpływ na nasze samopoczucie. Uporządkowane wnętrze Skody jest tu atutem. Stonowane kolory, dobór materiałów to wszystko ma znaczenie, aby dobrze czuć się w aucie.

Skoda Enyaq jest autem w 100% elektrycznym, ale w stylizacji wnętrza tego nie odczuwamy. Dopiero po uruchomieniu auta zauważamy różnicę. Uruchamia się elektronika, co widać na ekranach, ale nie słychać silnika. Do tego trzeba się przyzwyczaić, bo nie wiadomo, odpalił czy nie. Ruszaniu też nie towarzyszą efekty dźwiękowe, chyba że odbywa się to na szutrze, to wtedy usłyszymy odgłosy dobiegające spod kół. Na asfalcie panuje cisza. Oczywiście widać przesuwające się obrazy za szybą i to całkiem szybko mogą się one przemieszczać. O przyśpieszeniu elektryków to już chodzą legendy. Faktycznie jest ono ponad przeciętne, ale nie zawsze jest to prawdziwa rakieta. Mój Enyaq to wersja o mocy 204KM, co jak na tak duży samochód nie jest zbyt wygórowaną wartością. Przy tej mocy i masie auta, przyśpieszenie od 0 do 100km/h w 8,7 s trzeba uznać za dobry wynik.  Liczby to jedno, a subiektywnie odczuwalne wrażenie to druga sprawa. Samo przyśpieszenie mocno w fotel nie wciska, a że nie towarzyszą temu efekty dźwiękowe to nie czuje się ani przyśpieszania, ani szybkości. Jedynie szybko zmieniające się cyferki na szybkościomierzu wskazują że autko jednak ma trochę mocy.  Tu od razu trzeba podkreślić dużą skuteczność hamulców. Skoda wśród swoich systemów bezpieczeństwa ma też system awaryjnego hamowania. Po wykryciu przeszkody na naszym kursie, auto po stwierdzeniu, że pora zahamować, aby uniknąć kolizji, włącza awaryjne hamowanie. Skutecznie, aczkolwiek jest to dość brutalna interwencja. Super rozwiązanie, bo może uchronić przed kolizją, ale jest też i druga strona medalu.

Spróbujcie zawrócić takim autem na polnej drodze lub łące. System wyższą trawę widzi jako potencjalną przeszkodę i zatrzymuje auto awaryjnym hamowaniem.

Na asfalcie tego problemu nie ma. Tu kolejnym zagadnieniem, o którym jest mnóstwo sprzecznych informacji będzie spalanie, a właściwie zużycie energii, zasięg, dostępność punktów ładowania i czas w jaki to zrobimy. Skala rozbieżności jest olbrzymia, a prawda leży jak zwykle po środku. Podstawą do zadowolenia z zakupu jest świadomy wybór, więc trzeba poznać wady i zalety elektrycznych pojazdów. Podstawową sprawą jest zasięg i dostęp do energii. Skoda optymistycznie wyliczyła ponad 500 km zasięgu w Enyaqu. 

Teoretycznie jest to możliwe, pod warunkiem, że będzie to ecodriving w sprzyjających warunkach i wyczerpiemy baterię do zera. Pojemność baterii to 80 kWh, przy zużyciu energii na poziomie 16kWh/100km (a takie zużycie da się osiągnąć) daje nam zasięg 500 km.

W praktyce wychodzi o 100km zasięgu mniej, a i to tak przy dość oszczędnym stylu jazdy. Najwięcej energii samochód zużywa podczas szybkiej jazdy na autostradzie. Nic dziwnego, bo cały czas pobiera energię, a nie odzyskuje jej podczas hamowania tak jak w mieście. Przyrost zużycia energii jest dość drastyczny wraz ze wzrostem prędkości, więc nie ma co się dziwić, że elektryki nie są demonami prędkości na drogach. Nawet nie mogą, bo często tak jak w Skodzie jest ograniczona prędkość maksymalna. Plusem w trasie jest elastyczność auta, w zasadzie w całym zakresie prędkości czyli od 0 do 160km/h dysponujemy bardzo dobrym przyśpieszeniem, co jest wielkim atutem podczas wyprzedzania.

Spokojna jazda jak na drogę szybkiego ruchu (średnia 93km/h) mocno nie zrujnowała stanu naładowania baterii, wyszło 21,7kWh na 100km.

Średnia z 330 km jazdy różnymi drogami wyniosła 18,2 kWh/100km, czyli daje to około 400 km realnego zasięgu. Całkiem przyzwoicie. Teraz druga sprawa, ładowanie. Najlepszym rozwiązaniem jest własna stacja ładowania w garażu, a energia z naszych paneli fotowoltaiki. Jeździmy za darmo. Jeśli nie spełniamy tych warunków to sprawa się trochę komplikuje. Auto można podłączyć do domowej sieci 230V lub 430V.

W wyposażeniu auta jest ładowarka z takimi końcówkami. Ok, ale dalej potrzebujemy domek lub garaż. Dla tych co nie dysponują taką infrastrukturą pozostają publiczne ładowarki. W dużych miastach, takich jak Warszawa nie ma problemu ze znalezieniem takiego punktu. Można nawet wybierać moc i cenę, a jest tu duża rozbieżność. Najtańsze punkty, czasem nawet bezpłatne mają moc ładowania 11kW, trochę mało, bo naładowanie mocno rozładowanej baterii zajmie kilka godzin. Jeżeli mamy taki punkt w pobliżu domu, to spoko rozwiązanie aby doładować kilkanaście kilowatów. Nawet wyjdzie to w miarę atrakcyjnie cenowo. Koszty rosną w raz z mocą ładowarek. Te najszybsze liczą sobie już w okolicy 4zł/kW co zaczyna przeczyć opinii o taniej jeździe elektrykiem.  Na szczęście w dużych miastach mamy możliwość wyboru. Zdecydowanie gorzej jest w trasie czy mniejszych miejscowościach. Infrastruktury przybywa, ale może się okazać, że stacja wymaga innej aplikacji niż mamy, albo zwyczajnie jest zajęta i mamy wtedy problem. Przy małej mocy ładowania, kilku godzinna przerwa też nikogo nie ucieszy. Czy w takim razie, elektryki są tylko do lokalnej jazdy? Bez przesady, aczkolwiek, lokalnie sprawdzają się rewelacyjnie, to w trasę też można nimi ruszyć. Wymaga to jednak przygotowania się do takiej podróży. Rozplanowania trasy z uwzględnieniem punktów ładowania. Dyscyplina w wykonaniu planu też wskazana, bo jeśli policzymy zasięg na styk i akurat ta jedyna stacja w okolicy będzie zajęta to jesteśmy ugotowani.

Skoda Enyaq jest ciekawą, ale nie tanią alternatywą dla spalinowych pojazdów. Enyaq Coupe 80 z 200 konnym silnikiem w najdroższej wersji Maxx kosztuje 299000 zł. Z dodatkami taki jak mój egzemplarz to wydatek 320 tys. zł. Kwota robi wrażenie, ale otrzymujemy samochód z wyższej klasy, gdzie konkurencja tanio też aut nie rozdaje.

Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor