Auto w Pracy

Slideshow Image

Pick-up to jeden z nielicznych segmentów w którym białe jest białe, a czarne jest czarne.  Wytłumaczenie tego jest proste, pick-up to samochód użytkowy czyli narzędzie pracy. Na co nam narzędzie, które nie będzie nadawało się do pracy.  Podstawowym zadaniem jakie stawiamy przed tego typu pojazdem jest przewóz ładunku,  często w miejsce gdzie nie ma mowy o dobrej drodze, lub nawet jej nie ma.  Te parametry muszą być spełnione, jeśli pick-up oferuje więcej to możemy potraktować to jako dodatkowy bonus.

Zobaczmy jak to wygląda w przypadku pick-upa SsangYong Musso.  Zacznijmy od wyglądu. Samochód użytkowy nie musi być brzydki. Oczywiście rzecz gustu, ładny czy brzydki, ale bez wątpienia samochód mierzący ponad pięć metrów długości i metr osiemdziesiąt wysokości robi wrażenie.  Potężny przód, duża podwójna kabina i paka, całość zgrabnie spinają delikatne przetłoczenia przy nadkolach. Pierwszy dodatkowy punkt za wygląd.  Wyważone proporcje, między masą, a elegancją.  Nie przypadkowo użyłem określenia „elegancja”. Ciężarówką do opery nie wypada, ale pick-upem czemu nie,  przecież pick-up to także styl bycia. No i wtedy miło widziana dobra prezencja pojazdu. Musso wstydu nie przyniesie. Ładny grill z chromowaną ozdobną listwą  płynnie przechodzi w ksenonowe światła. Warto zwrócić uwagę na wyczucie w użyciu chromowanych ozdób. Z przodu listwa z logo marki, z boku akcent przy oknach zachodzący delikatnie na przednie błotniki i z tyłu identyfikacja marki. Tyle wystarczy, aby  zachować dobry smak.  Tylne światła to kolejny mocny akcent wpisujący się w kompozycję auta.

Wygląd jest ważny, ale przeznaczeniem pojazdu jest przewóz ładunku. Ładowność 850 kg i 3 tony na haku, całkiem dobry wynik. Mój Musso to krótsza wersja, ale paleta mieści się na pace bez problemów.

Są zaczepy do mocowania ładunku,  jest nawet gniazdko do podłączenia oświetlenia lub narzędzi. Bardzo przydatny element wyposażenia.  Na co dzień przydałaby się roleta, po co ktoś ma widzieć co wozimy.

Przejdźmy teraz do części osobowej. Określenie jak najbardziej na miejscu. Wnętrze niczym nie odbiega od standardu osobówki i to przyzwoitej klasy.  Różnica jednak jest, w większości osobówek jest dużo mniej miejsca. Pierwsze co rzuca się w oczy to duży wyświetlacz.  Nawigacja to teraz niezbędny element wyposażenia, więc cieszy duży ekran. Obraz z kamery też będzie dobrze widać, bo zakładam, iż jest przynajmniej kamera cofania. Spojrzenie na dźwignie zmiany biegów i już wiadomo że to automat.  Ok. wygodne rozwiązanie, które coraz bardziej lubię.  Teraz czas przymierzyć się do fotela. Wygląda dobrze i potwierdza się to w trakcie jazdy, ale o tym później. Siadam, mała korekta ustawień fotela i czas ruszać w drogę. Szukam przycisku „start”, a tu niespodzianka mamy tradycyjny kluczyk.  W sumie to nie ma się czemu dziwić, przycisk start ma sens tylko w przypadku systemu bezkluczykowego, a to jest w wyższej wersji wyposażenia.  Uruchamiam silnik i kolejny raz jestem zaskoczony, tym razem mocno na plus. Silnik odpalił bardzo cicho, a jest to diesel o pojemności 2,2 litra. Dobre wyciszenie to mocna strona auta, która potwierdzi się podczas dalszej jazdy.  Ruszam, pierwsze metry to przyzwyczajenie się do gabarytów pojazdu, a są one niczego sobie. Kawał blachy z przodu i jeszcze więcej z tyłu. Chwila na przyzwyczajenie i już można się poczuć królem szosy. Siedzimy wysoko w dużym pojeździe, a większość pojazdów wokół nas to jakiś drogowy plankton.  Naprawdę fajne odczucie potęgowane tym co mamy pod nogą. Mocniejsze przyciśnięcie gazu może zmienić postrzeganie tego segmentu. Nasz pick-up to nie ociężały wół roboczy, a niemal wyścigówka. No cóż, 181 KM i 400 Nm robi swoje. Jest moc.

Wszystko super, ale nie ma nic za darmo, więc spójrzmy na spalanie. Producent podaje, iż w mieście spalanie wynosi 10,9 litra na 100 km. Chyba jestem słabym kierowcą, bo mnie poniżej 12,5 litrów na 100 km nijak nie chce spaść. Dobra, ruszam w trasę może będzie lepiej. Kierunek Dolny Śląsk i powrót tego samego dnia. Ambitne wyzwanie, do pokonania prawie 900 kilometrów.  Takie zadanie da odpowiedź na ile uniwersalnym pojazdem jest SsangYong. Jeśli padnę po drodze i będę szukał noclegu to znaczy że Musso to typowy wół roboczy, a nie samochód  do wszystkiego. Start rano, 400 kilometrów z hakiem w 4 godziny, przynajmniej taki jest plan. Wyjazd z Warszawy i autostrada do Łodzi, co dalej to się zobaczy. Trzeba wykorzystać dobra infrastrukturę i przycisnąć, może dalej nie być autostrady. Skoro tak to śmigam 140km/h plus trochę tolerancji. Kilometrów w oczach ubywa, a spalanie do zaakceptowania – 12,5 litrów/100km.  Za Łodzią też autostrada, aż do Wrocławia, ruch słaby, więc lecimy rozpędem. Do celu zostało już niewiele kilometrów, a czasowo jesteśmy mocno na plusie, więc można zrobić przerwę na kawę. Teraz będzie trudniej, dalej już lokalna droga i spory ruch. Mamy moc i można z tego zrobić użytek. Jest luka, to gaz w podłogę i wyprzedzam, nie ma różnicy z góry czy pod górę. Super, jest moc i jest przyjemność z jazdy, spalanie dalej 12,5l na 100km. W trasie miało być 7,2 litra ale to pewnie wynik w wersji ekonomicznej. Nie ma co się tym przejmować, tryb ecodrivingu sprawdzimy później, teraz trzeba dojechać na czas. Kilka godzin przerwy i trzeba wracać, aby zmieścić się w wyznaczonych 24 godzinach. Teraz już czas nie goni, więc i spalanie spadło.  Komputer pokazuje 8 z hakiem, a wcale nie ciągnę się jak „żyd ze smołą”. Zmęczenia nie czuć więc można zajrzeć do Wrocławia, co ciekawe, jazda w mieście nie zepsuła wyniku, dalej 8 z przodu.  Żeby nie było tak słodko, wjazd do ścisłego centrum wymaga zwiększonej koncentracji. Duży samochód w wąskich uliczkach, więc trzeba uważać.  Powrót na autostradę przy spokojnej jeździe nie zmienia wyniku spalania. Autostrada to idealne miejsce aby skorzystać z dobrodziejstwa techniki, czyli tempomatu.  Za tempomat dodaję kolejny plus dla Mussso. Prosta obsługa, raz ustawiam i mam, bez czytania instrukcji i miliona kombinacji.

Prawie 900 kilometrów w jeden dzień i ciągle żyję. Wychodzę z samochodu bez bólu krzyża i nadmiernego zmęczenia. Z tej długodystansowej próby Musso wychodzi zwycięsko.

Sprawdzam dalej.  Pick-up ma dojechać tam gdzie inne pojazdy mogą mieć problemy.  Logiczne, to pojazd do zadań specjalnych. Jakby była droga to wystarczałby zwykły dostawczak. Skoro tak, to jedziemy na żwirownię. Piach, koleiny to normalne warunki na budowie. Co mamy do dyspozycji – napęd 2WD, 4WD i jeszcze reduktor. Szczerze powiedziawszy to w większości przypadków nic nie trzeba robić. Duży prześwit i napęd 2WD w zupełności wystarcza. 

Błoto, glina, zwykły samochód zatrzyma, ale po co mamy napęd na cztery koła i reduktor. Jeżeli to nie wystarcza, to załóżmy terenowe opony i plac budowy nie jest nam straszny.

Musso ma konstrukcję na ramie, ma to swoje plusy  i minusy.  W dobrych warunkach drogowych wielkiej różnicy nie ma. Odczucia porównywalne. Różnice zaczynają się w miarę obniżania się kategorii drogi. Dziury, w asfalcie, nalewki po drogowych łatach zdecydowanie lepiej wytłumi samonośne nadwozie i wielowahaczowe zawieszenie. Jest to jednak do czasu, kiedy kategoria drogi jeszcze się obniży. Kiepska gruntówka lub brak drogi, przechyla szalę na korzyść klasycznej ramy. Owszem, trzęsie konkretnie, ale czujemy że wszystko trzyma się kupy. Jeśli tak to gaz i do przodu. Masa, gabaryty i czujemy jak byśmy prowadzili czołg, który pokona wszystko. Czołg pali 100 na 100,  na szczęście Musso dużo mniej. Mówimy tu o prawdziwym terenie, a nie leśnych duktach, czy polnych gruntówkach. Im gorsze warunki, tym oczywiście spalanie większe, ale w takiej sytuacji liczy się wykonanie zadania. 

Czym dłużej  jeżdżę tym autem, tym bardziej mi się ono podoba. Nie znaczy to, że kilku spraw nie dałoby się poprawić. Pierwsza sprawa to wlew paliwa. Zero zabezpieczenia. Wystarczy podejść, nacisnąć klapkę i mamy dostęp do baku. Dla mnie rozwiązanie nie do zaakceptowania jeśli auto parkuję w nocy na ulicy. Druga sprawa to zestaw wskaźników. Trochę skromnie, w bogatszej wersji wygląda to znacznie lepiej. Głównie zastrzeżenia mam do szybkościomierza. Umieszczenie go w prawym rogu za kołem kierownicy nie specjalnie mi odpowiada, bo ręce potrafią zasłaniać wskazania. No właśnie tu ciekawostka. Wskazania szybkościomierza rozmijają się z tym co pokazuje nawigacja. Do prędkości 100km/h nie ma problemu. Wraz ze wzrostem szybkości wskazania zaczynają się rozjeżdżać. Według szybkościomierza jest znacznie szybciej, nawet o kilkanaście km/h.

Drobiazg, ale liczy się suma wszystkich detali, a w trakcie użytkowania odkrywam kolejne elementy, które tym razem miło zaskakują.  Wsiadanie i wysiadanie z auta. Pick-up z racji zadań jakie przed nim stawiamy ma prawo być brudny, kierowca lub pasażer wolałby tego uniknąć. I teraz kolejny atut auta, drzwi w Musso zakrywają progi, a uszczelka chroni je przed błotem. O takich sprawach często zapominamy oglądając samochód przed zakupem. Nic dziwnego w salonach wszystko lśni czystością. Na budowie już nie i wtedy docenimy takie rozwiązanie które ochroni nasze nogawki przed ubrudzeniem.

Jestem pod wrażeniem, ten samochód jest dobrze pomyślany.  Obszerne wnętrze zachęca do podróży. Wygodne siedzenia, nawet na tylnej kanapie nie brakuje miejsca, a w tym segmencie nie jest to standardem. Na wyposażenie też nie ma co narzekać, jest duża nawigacja, dwustrefowa klimatyzacja, tempomat, sterowanie audio z kierownicy. Bajerów nie ma co szukać, ma być funkcjonalnie, pamiętajmy, że jest to narzędzie pracy. W zamian znajdziemy praktyczne rozwiązania, takie jak wcześniej wspomniane drzwi chroniące progi, duże kieszenie w drzwiach i uchwyty na kubki. Pod kanapką też spora przestrzeń do zagospodarowania. Przydałby się jakiś system szuflad lub podobne rozwiązanie.

Intryguje mnie spalanie, skąd taka rozbieżność pomiędzy danymi producenta a tym co mi wychodzi. Rozwiązanie jest banalne, zbyt wiele frajdy sprawia jazda tym samochodem, a to kosztuje. No cóż, trzeba wziąć na wstrzymanie i pobawić się w ecodriving. Oczywiście jest to wersja realistyczna, czyli jazda w normalnym ruchu i nie może być mowy o blokowaniu. Jestem w szoku, komputer pokazuje równe 7 litrów. Przedmieścia Warszawy, to już prawie jazda miejska, a z pewnością cykl mieszany, teraz spalanie podskoczyło o 0,5 litra. Dalej jest to rewelacyjny wynik. Ruch się zwiększa i pojawiła się 8 na wyświetlaczu. Wygląda, że jestem lepszy od testerów SsangYonga, według nich powinno być 8,6 l/100km. W mieście poległem, powróciła magiczna liczba 12. Owszem, jeżeli test polegałby na ciągłej jeździe przez kilkadziesiąt kilometrów, to nawet w mieście da się zrobić dobry wynik. Realnie to specyfika miejskiej jazdy polega na ciągłym zatrzymywaniu się, a odcinki często nie przekraczają kilku kilometrów. Miasto dla naszego Pick-upa to trudne środowisko.  Jazda przyjemna, ale w końcu trzeba zaparkować, a praw fizyki się nie oszuka, Miejsce parkingowe po prostu musi być odpowiednio duże. 

Za podsumowanie wystarczy stwierdzenie, że jak nigdy, żal było się z nim rozstawać.

Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor