Auto w Pracy

Slideshow Image

 

Dym, muzyka i światło, takie było pierwsze spotkanie z Talismanem. No tak premiery aut to show, które ma oczarować publiczność. Faktycznie Talisman zauroczył mnie swoim wyglądem, ale czy to jego zasługa czy fachowców od marketingu? Na targach trudno na to odpowiedzieć, wszak każdy pojazd ma tu wyglądać olśniewająco. Sceneria, światło wszystko dobrane w jednym celu. Niedługo po premierze na ulicach pojawiły się pierwsze Talismany i magia trwa nadal. Samochód ciągle mi się podoba. Jazda próbna tylko potwierdza pierwsze wrażenia. Eleganckie, nowoczesne wnętrze, sporo elektroniki, a i walory trakcyjne niczego sobie. Jest powiedzenie, że aby poznać człowieka to trzeba z nim zjeść beczkę soli, a co trzeba zrobić, aby poznać samochód? Może spalić beczkę paliwa? Tego na pewno nie uda się zrobić podczas jazdy próbnej. Pół godzinna jazda tylko rozbudziła apetyt na więcej.  

Czy kilkudniowy test bez limitu kilometrów potwierdzi pierwsze wrażenia. Nie ukrywam, że oczekiwania są duże.

 

Zacznijmy od wyglądu, bo to determinuje nasze dalsze spostrzeganie auta. Jeśli jest brzydkie, będziemy szukać dziury w całym. Mnie Talisman od początku przypadł do gustu. Jest duży, prawie pięć metrów długości, ale dzięki dobrze dobranym proporcjom nie sprawia wrażenia ociężałej limuzyny. Nie znaczy to, że nie wyróżnia się na drodze. Trudno nie dostrzec jego przedniej części. Potężny grill z ogromnym logo Renault, a do tego wąskie paski drogowych świateł. 

 

 

Talisman jak każdy nowy Renault ma charakterystyczne światła ledowe w kształcie litery „C”

Grill jako nos, światła jak przymrużone oczy, a dolna część litery „C” to kły tego zwierza drogowego. Patrząc na niego en face mam wrażenie, że mówi do mnie znam swoją wartość.

 

Testowany pojazd to Talisman  Grandtour czyli po dawnemu kombi. Na szczęście czasy, kiedy kombi często było sedanem z doklejoną kanciastą budą minęły bezpowrotnie. Teraz kombi to nie tylko pojazd użytkowy. Trudno wyobrazić sobie, aby do Talismana wpakować np. drabinę i kubły z farbami, chociaż przestrzeni jest wystarczająco na tyle, że jeszcze i rusztowanie by się zmieściło. Bagażnik ma pojemność 572 litry, a jeżeli złożymy oparcia tylnej kanapy to można przewieźć przedmioty o prawie dwu metrowej długości. Warto zauważyć, iż oparcia składają się niemal w jednej płaszczyźnie z podłogą bagażnika.

Zajęte ręce to nie problem, klapa bagażnika otwiera się elektrycznie, wystarczy kluczyk w kieszeni i ruch nogą pod tylnym zderzakiem. Tak trochę dziwnie wyszło, że opis wnętrza zacząłem od bagażnika, a nie od miejsca kierowcy. Talisman jest przyjazny dla swojego właściciela. Już na jego widok macha lusterkami. To machanie ogranicza się wprawdzie do ich rozłożenia, ale to i tak sympatyczny gest. Kiedy opuszczamy auto (z kluczykiem) samochód automatycznie zamyka się i składa lusterka. Całkiem wygodne rozwiązanie, nie trzeba pamiętać o zamykaniu, dla pewności wystarczy tylko spojrzeć czy lusterka złożone, jeśli tak to samochód zamknięty. Rozłożone lusterka zapraszają do środka, więc wsiadam. Super fotele, nie dosyć że estetyczne (połączenie skóry z welurem), to jeszcze wygodne. Próbuję je ustawić i lekkie zdziwienie. Bogata wersja wyposażenia, a fotel nie ma elektrycznego sterowania pomimo, że ma funkcję masażu. Ciekawe zestawienie.

 

Wnętrze jest takie jak lubię, klasyczne i nowoczesne zarazem, bez przegięcia w którąś ze stron. Owszem trudno nie zauważyć olbrzymiego wyświetlacza na centralnej konsoli, ale dzięki temu, że wkomponowano go w całość nie dominuje w przestrzeni. Odpalanie z przycisku, skrzynia automat można ruszać. Światła włączają się automatycznie, wrzucenie wstecznego powoduje uruchomienie kamery cofania. Wygląda na to, że obejdzie się bez czytania instrukcji.

 

Początkowe kilometry to oswojenie auta, a w zasadzie smakowanie tego, co nam oferuje. Pierwszy do pracy przystępuje zmysł wzroku, zwłaszcza, iż przycisk „start” uruchamia iluminację wnętrza. Cyfrowy zegar w niebieskiej tonacji, ten sam kolor dominuje na wyświetlaczu centralnej konsoli, a nawet i podświetlenie pod schowkiem świeci na niebiesko. Oprócz podświetlenia, przycisk start inicjuje system haed-up. W Renault informacje nie wyświetlają się bezpośrednio na szybie, a na wysuwanym displayu przed kierowcą. Powoli, majestatycznie wysuwa się szybka, jakby to było małe misterium specjalnie dla kierowcy. Specjalnie i tylko, bo pasażerowie nie widzą wyświetlanych informacji.

 

Drugi zmysł słuchu, ten specjalnie się nie napracuje, chyba, że będziemy delektować się dźwiękiem muzyki z głośników firmy Bose

 

Komfort  chłoniemy wieloma zmysłami. To, że auto płynie po drodze, chyba nikogo nie dziwi, w końcu to francuz i takiego zachowania się po nim spodziewałem. Od dawna francuskie samochody kojarzyły się z ponad przeciętnym komfortem. Inna sprawa to, że auto o 2809 mm rozstawie osi, wygodę ma wpisaną w swoją naturę.

Pierwsze koty za płoty, emocje nieco opadły i trzeba brać się do roboty. Może zmienić tryb jazdy. Mamy komfort, a zrobimy „eco”. Jedno kliknięcie na panelu i zmiana dekoracji. Zamiast niebieskiego podświetlenia mamy zieleń. Całkowitej przemianie uległ cyfrowy zestaw wskaźników przed kierowcą. Później okaże się, że kolorów podświetlenia jest jeszcze więcej.

 

Ekologiem nie jestem, ale ekologia w wersji Renault mi się podoba. Obok szybkościomierza mamy symboliczną roślinkę, którą możemy hodować podczas jazdy.  Czym ekologiczniej jedziemy, tym roślinka ma więcej liści. Bez większego wysiłku udało mi się wyhodować ich komplet. Nie cieszmy się jednak zbyt wcześnie. Na koniec jazdy nasze osiągnięcia zostaną zweryfikowane i ocenione. Samochód przedstawi nam to w bardzo ładnej formie graficznej i dopiero wtedy zobaczymy czy jesteśmy tacy super eco. Mój najlepszy wynik to 88/100 punktów. Naprawdę fajna eco zabawa.

 

Tryb „sport” to odwrotność „eco”, tak przynajmniej się wydaje. Klikam „sport” i powraca niebieski kolor. Pierwsze co da się zauważyć to brzmienie silnika. Wreszcie słychać pomruk mocy. W mieście to nie ma większego znaczenia, bo i tak jesteśmy z każdej strony atakowani masą bodźców. Światła, znaki, piesi, samochody, rowery i multum innych. Poprawa przyśpieszenia, owszem, ale to też w mieście niewiele nam daje. Talisman nie jest miejską rajdówką do robienia sprintów. Przyśpieszenie w każdym trybie jazdy wystarcza do sprawnego poruszania się. Nie ma obawy, na światłach nie zostaniemy, chyba, że kierowca gapa. Fajnie, wygodnie, ale kiedyś trzeba zaparkować. Fizyki nie da się oszukać. Nawet jeżeli będziemy mieć wszystkie  systemy do parkowania to i tak potrzebujemy miejsce o pięciometrowej długości. Maluch to nie jest i zajmuje całe miejsce parkingowe. Jeśli samochód wyposażono w asystenta parkowania to problem z głowy, auto zrobi to za nas, my co najwyżej po jakimś czasie nie będziemy się bez tego potrafili obejść. W myśl zasady, umiejętności nie ćwiczone zanikają. Jeżeli sami parkujemy też mamy elektroniczne wsparcie. Kamera cofania i czujniki. Potrzebne, ale trochę dużo tego. Mrugające wskaźniki i ostrzegawcze pikanie, nie daj Boże jak jeszcze koło samochodu będą kręcić się piesi. Ich też złapią czujniki.

 

Opuśćmy miasto i  ruszajmy w trasę, bo wygląda że jest to ulubione środowisko Talismana. 

Cel – zamek Krzyżtopór, w końcu musi być coś w formacie naszego testowego pojazdu. Trzysta kilometrów w jedną stronę i powrót w tym samym dniu. To powinno już coś powiedzieć o samochodzie.

 

Droga szybkiego ruchu, co tu dużo mówić – luksusowo połykamy kilometry. Cicho, wygodnie, nic nie trzęsie. Gdyby nie szybkościomierz to pewnie nawet nie zauważmy kiedy wkroczymy w zakres prędkości zakazanych na polskich drogach.  W trosce o naszą wygodę producent wyposażył nas w stosowną dawkę elektroniki. Możemy ustawić ogranicznik prędkości, albo np. skorzystać z aktywnego tempomatu. Ustawiamy prędkość i pozostaje nam tylko pilnować kierownicy, a i do tego mamy pomocnika, który poinformuje nas o przekroczeniu linii. Zastanawiam się na ile jest to skuteczne, czy usypiając ostrzegawczy dźwięk obudzi kierowcę, zwłaszcza iż nie jest dzwonek alarmowy, a raczej dźwięk powietrza przy niedomkniętej szybie. Plus dla systemu, że w momencie ostrzeżenia ścisza radio, a dźwięk słychać z tej strony z której przekroczyliśmy linię.

Koniec dwupasmówki, teraz na niewiele zdadzą się tempomaty, za to tryb „sport” może być jak najbardziej na miejscu. Jedno kliknięcie i budzi się bestia. Bestia ma wprawdzie tylko 130 koni mocy, za to duży moment obrotowy (320Nm), a to już zapewnia dobrą dynamikę.  Na takich drogach liczę, że  auto pokaże co potrafi. Dynamika i trzymanie się drogi to dwa istotne aspekty. Jest jedno i drugie. Mój Talisman ma cztery koła skrętne, prowadzi się doskonale, ale trudno ocenić na ile to zasługa systemu 4Control. Takie rozwiązania docenimy w ekstremalnych sytuacjach, ale lepiej tego nie sprawdzać.

Cały dzień za kółkiem i brak zmęczenia, kilka dni intensywnej jazdy i to samo. Powiem więcej, ciągle chce się jeździć. Jeżeli samochód jeździ to spala paliwo, jak to wygląda w przypadku Talismana. Pierwsza sprawa wybór trybu jazdy, nijak nie przekłada się na spalanie.  Oczywiście w idealnych i powtarzalnych warunkach różnice będą, w praktyce większe znaczenie ma styl jazdy kierowcy i warunki na drodze. Więcej świateł, skrzyżowań, innych uczestników ruchu i wyniki całkowicie inne.  Co 100 kilometrów zmieniałem tryb z Eco na Sport i samochód potrafił spalić w trybie „sport” – 5,9 l/100km, a w „Eco” – 6,6l/ 100km. Kierowca ten sam, podobna trasa, ale różne warunki na drodze. Nie sugerowałbym się danymi z katalogu.  W mieście 5 litrów, a cykl mieszany 4,4l/100km, gratuluję jeżeli ktoś ma takie wyniki na co dzień. U mnie w realnych warunkach drogowych palił od 5 do 7 litrów, a w mieście ponad litr więcej. Oczywiście jak się bardzo chce to można uzyskać jeszcze lepszy wynik od producenta. 3,5 litra w mieście ładnie wygląda, ale bądźmy poważni, na dłuższą metę takiego wyniku nie utrzymamy. Wystarczy nie trafić na zieloną falę i już jest po zabawie. Czwórka lub piątka  z przodu, co i tak jest super wynikiem.

 

Jak oceniam Talismana Grandtour. Jeżeli pod uwagę bierzemy przemierzanie przestrzeni, to ten samochód jest do tego stworzony. Obojętne czy jest to autostrada czy droga krajowa, trasę pokonamy bez zmęczenia w komfortowych warunkach. Jeżeli do tego dodamy olbrzymie możliwości przewozowe to Talisman sprawdzi się zarówno, jako auto rodzinne jak i biznesowe. Zużycie paliwa też nie powinno powodować bólu głowy.  Talisman potwierdzi te atrybuty także w mieście, trzeba jednak pamiętać o jego gabarytach.

 

Podsumowując, Jeżeli szukamy wygodnego, dużego samochodu o nietuzinkowej urodzie to Renault Talisman Grandtour wart jest grzechu.

 

 Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor