Auto w Pracy

Slideshow Image

 

Konferencja „Autonomiczna przyszłość transportu drogowego” nie pozostawiła złudzeń. Kierunek został już wytyczony.  Określenie „samochód” czyli pojazd który sam jeździ to jest to, co nas czeka w niedalekiej przyszłości. Pojazd autonomiczny, najlepiej z napędem elektrycznym, tak widzą to przedstawiciele polskich władz. Trudno nie zgodzić się z taką koncepcją, zwłaszcza, że przemawiają za tym poważne argumenty ekonomiczne. Oczywiście nie ma co liczyć na to, że samochody stanieją.  Opowieści o masowej produkcji, która wymusi spadek cen, można włożyć między bajki. Masowa produkcja, owszem będzie, ale dokładanie kolejnych, coraz to nowszych technologii nie pozwoli na obniżki. Nie czarujmy, portfel przeciętnego Kowalskiego w tej rozgrywce nie ma znaczenia, być może w ogóle nie będzie go stać na własny samochód. Kto powiedział, że obywatel ma mieć własny samochód, może korzystać z wynajmu. Koncerny i tak zarobią, a klient firmowy jest mniej uciążliwy od indywidualnego.

Gdzie w takim razie są te argumenty ekonomiczne? Aby je dostrzec, trzeba patrzeć z innej perspektywy, liczy się gospodarka. Proste pytanie, dlaczego elektromobilność?  Czyżby ekologia i czyste powietrze było aż tak istotne dla rządzących. Nie mówię, że tak nie jest, ale jeśli słyszę słowa ministra o elektrowniach,  które w nocy produkują prąd którego nikt nie chce, już tej pewności nie mam. Nasuwa mi się za to myśl, że wreszcie ktoś pomyślał jak wykorzystać ten potencjał. W dzień jeździsz, w nocy ładujesz akumulatory – proste.

Koncerny także skorzystają na nowych technologiach, po pierwsze prace badawcze trzeba komuś sprzedać, po drugie skomplikowany technologicznie samochód będzie stałym źródłem dochodu dla producenta. Takiego auta nie naprawi majsterkowicz. Jeżeli jeszcze uda się wyeliminować lub ograniczyć indywidualną motoryzację to sukces gwarantowany. Autoryzowane stacje obsługi czekają złote lata. Pojazd autonomiczny musi „widzieć” wokół siebie, a to wymaga wielu czujników z każdej strony, każda stłuczka, no cóż tego się nie wyklepie. Czy można to zrobić taniej - można. Udowodnił to prof. Piotr Wrzecioniarz z Politechniki Wrocławskiej budując Pierwszy Polski Pojazd Autonomiczny i to już w latach 2011- 2012. Niestety takie rozwiązania nie są hołubione przez wielkich tego świata.

Co w takim razie czeka kierowców. Czas przyzwyczajać się,  iż określenie kierowcy będzie przechodzić do lamusa, ich miejsce zastąpią użytkownicy pojazdów. Oczywiście  dobry marketing plus „zachęty” legislacyjne spowodują że „będzie pan zadowolony”.  Pierwszym argumentem będzie bezpieczeństwo, przecież najsłabszym ogniwem jest czynnik ludzki. Maszyna nie czerpie przyjemności z przekraczania prędkości, a prędkość zabija. Zmęczenie, to też nie dotyczy maszyn, a ludzi już tak. Zabierzemy trochę wolności, w zamian damy bezpieczeństwo. Ludzie to kupią. Drugi to komfort i wygoda, samochód pomyśli za kierowcę i przejmie część a potem wszystkie „uciążliwe” czynności związane z prowadzeniem pojazdu. Czysty zysk, już w drodze do pracy będzie można zacząć pracować.

Nowe technologie to nie tylko samochód, to cała infrastruktura. Czy taki znak drogowy to tylko kawał pomalowanej blachy? Niekoniecznie, przecież w folii można zakodować szereg informacji. Dla ludzkiego oka niewidoczne, dla autonomicznego samochodu to cenne wytyczne.

Technicznie większość tych rozwiązań już teraz jest możliwa do zastosowania. Wprowadzić odpowiednie rozwiązania prawne i już mogłoby to działać, gdyby nie czynnik ludzki. Mentalność, przyzwyczajenia, tego nie da się zmienić od razu, dlatego zmiany wprowadzane są stopniowo. System awaryjnego hamowania, asystent parkowania, aktywny tempomat to rozwiązania, w których oddajemy kontrolę nad autem. Kolejny etap to kolejne przekazanie władzy, aż do pełnego ubezwłasnowolnienia. Czy odbędzie się to bezboleśnie? Pewnie tak. Czy dziś ktoś sobie wyobraża samochód bez wspomagania?