Auto w Pracy

Slideshow Image

 

Kilkucentymetrowa warstwa śniegu pokryła samochód. Zapowiada się ciekawy wieczór , pora  ruszać  w Polskę.  Przejechałem może ze 200 metrów i stoję. No tak, pierwszy śnieg i cała Warszawa zakorkowana. Masakra, kto tym ludziom dał prawo jazdy. Rozumiem, trudne warunki, trzeba wolniej, ale to nie znaczy 20km/h. Może to jest zadanie dla policji, kierować sieroty na badanie kwalifikacji.  Nie, no taka niedouczona fujara jedzie prawidłowo, nie popełnia grzechu śmiertelnego czyli przekroczenia szybkości. To co nie udaje się specjalistom od ruchu, ekologom, innym niezwykle "światłym" umysłom, czyli uspokojenie ruchu, wprowadzenie  stref 30km/h, a najlepiej stref bez ruchu, załatwia kilku "zdolnych" kierowców. Oczywiście każdy z nich jest mistrzem kierownicy, czego wyrazem jest mądra i odpowiedzialna jazda. A jaka misja edukacyjna, za ich przykładem wszyscy z tyłu też jadą wolniej.  Prawdziwy sukces.

Nie chcę przyczyniać się do ich triumfu, więc spełzam na sklepowy parking. Rodzinka na zakupy, a ja pobawię się "zabawkami" w aucie. Kilku calowy wyświetlacz z pewnością ma więcej funkcji niż estetyczny wygląd. Audio, radio brzmi całkiem przyjemnie, ale audiofilem nie jestem, więc nie mnie oceniać jakość dźwięku. Widzę że jest gniazdo USB, tylko że ja nie mam co podłączyć.  W takim razie, biorę się za nawigację. Przybliżam, oddalam, jeszcze bardziej, bardziej. Już nie tylko widzę miasto, ale i województwo. Za chwilę widzę już swoje położenie na mapie Polski. Globalna lokalizacja auta to fajna funkcja, choć mało użyteczna.

Przy okazji nawigacji, to na wyświetlaczu pomiędzy zegarami, można ustawić kompas.

Czyżby rodzinkę ciągnęło do auta, że tak szybko wrócili?  Byli szybsi od korka, który nie zdążył wyjechać z Warszawy. Dobrze, że to wyjazdówka na autostradę. Jeszcze trochę męczarni i autostrada wolności. Dosłownie i w przenośni.  Ciekawe czy nazwa wzięła się od tego, że jest bezpłatna.

Już się poprawia, samochodów ubyło. Pewnie ci najbardziej zasłużeni w uspokajaniu ruchu zjechali odpocząć, więc w tym czasie można jechać w miarę normalnie. Szczęście nie trwało długo, tam gdzie miało być już dobrze, kolejny korek. Tego się nie spodziewałem, mam tylko nadzieję, że szybko się rozjadą do podmiejskich domów. To szybko to jest 30 w porywach 40km/h. Mijamy kolejny zjazd z autostrady, a sytuacja się nie zmienia. Ciągniemy się jak muchy w smole.  Nie ma szans, oba pasy ślimaczą się w równym tempie.  No dobrze, miejscami jest trochę lodu, ale nie ma to wielkiego wpływu na prowadzenie Hyundaia. Hamulce działają, autem nie rzuca, oczywiście nie mowy o żadnych szaleństwach. Z resztą i wszyscy jadą w kolumnie. Po kilkudziesięciu kilometrach sytuacja poprawiła się na tyle, że w porywach osiągamy zawrotną prędkość 50 km/h. Jak tak dalej pójdzie, to niedługo, tak gdzieś koło Berlina zobaczymy setkę na liczniku. Niestety, musimy przerwać tą frapującą walkę o bicie rekordu prędkości i skręcamy do Łowicza. Droga krajowa, ruch znikomy, a co ciekawe, to samochody jeżdżą tu normalnie.  Jakoś nikomu nie przeszkadza, że droga miejscami jest biała. Wreszcie zaczęło ubywać drogi. W takich warunkach można zająć się samochodem i tym co tu mamy. Asystent martwego pola.  Pomarańczowa lampka świecąca się w lusterku sygnalizuje nam obecność pojazdu w tzw. martwym polu.  Trochę czasu i człowiek zacząłby z tego korzystać. Na początku tak średnio przydatne, ale przynajmniej nie przeszkadza.  Trochę inaczej wygląda sprawa asystenta pasa ruchu. W idealnych warunkach byłoby ok. U nas drogi są, jakie są, więc asystent ma co robić, czyli upierdliwie piszczy.  Z nowości, dobrze sprawdza się doświetlanie zakrętów. Skręt kół i mamy oświetlone pobocze.

Na dziś będzie tyle. Na więcej nie ma warunków.

Poranek z kilkustopniowym mrozem. Śniegu nie przybyło, mam nadzieję że Tucson nie zamarzł. Podchodzę a on wita mnie rozkładając lusterka. Żyje. Odpala bez problemu, a ja uruchamiam podgrzewanie siedzeń (na lato siedzenia są wentylowane). Jest jeszcze ogrzewanie kierownicy. Super sprawa, po chwili czuję miłe ciepło w rękach.

Dziś zupełnie inny dzień. Mróz, ale bez opadów. Dobra widoczność i mało samochodów na drodze. Celem jest zielona szkoła w Goreniu Dużym i akcja "pomagamy dzieciom". Droga prowadzi koło kutnowskiej giełdy samochodowej. Wzdłuż drogi szpaler handlarzy. Machają do przejeżdżających, a nóż ktoś się zatrzyma i uda się tanio kupić, a drogo sprzedać. Wjeżdżamy w tą handlową aleje i wszystkie ręce opadły. Czyżby nikt nie chciał Hyundaia, raczej  zamurowało ich z wrażenia. Jedziemy dalej, na trasie wreszcie są warunki, aby trochę depnąć. Jest ciężarówka do wyprzedzenia. Lewy kierunek i gaz w podłogę. Lekko wcisnęło w fotel i stusiedemdziesięcio konne stado wyrwało nas do przodu. Nawet dało się słyszeć basowe rżenie koni. To mi się podoba. Kilka podobnych manewrów i za każdym razem taki sam efekt. Wyprzedzany szybko staje się malejącym punktem w lusterku.  Tryb sport jeszcze poprawia charakter auta. Nie jest to, aż tak odczuwalna zmiana jak w mieście. Zostaje kwestia spalania. Taki radosny  tryb jazdy do ekonomicznych nie należy, więc średnie spalanie na poziomie 8 litrów jest do zaakceptowania.  Przyznam,  że Tucson w trasie sprawdza się znakomicie.

Pozostał jeszcze powrót autostradą, tą samą na której wczoraj pełzaliśmy. Dziś to wygląda zupełnie inaczej, więc będzie okazja do sprawdzenia czy jest to pojazd dużych prędkości. Niestety w Polsce mamy ograniczenie 140km/h. Na szczęście jest jeszcze coś, co nazywa się tolerancją.  Dozwolony limit to dla Tucsona jedno przyciśnięcie pedału gazu. Strzałka szybkościomierza przekracza 100, a ja zajmuję lewy pas. Po chwili jesteśmy o progu tolerancji. Przekraczać prędkość czy nie, o to jest pytanie.  Auto doskonale trzyma się drogi, mocy wystarcza aby bez problemów przyśpieszyć, więc mogło się zdarzyć, że pojechałem coś szybciej. Oczywiście w granicach tolerancji. Inna sprawa to ile jest tej tolerancji. Prędkość maksymalna tego Hyundaia to 203km/h, dla niektórych to pewnie też się mieści w granicach przyzwoitości.  Ja tak po bandzie nie pojechałem, aby przekraczać dwie stówki. Z resztą, tym razem nie było piratów drogowych i 50 kilometrowy odcinek autostrady , przez nikogo nie poganiany, przejechałem lewym pasem.  Co dobre, to szybko się kończy, w tym przypadku bardzo szybko. Czy ta przyjemność rujnuje kieszeń.  Nie specjalnie, z dotychczasowych 8, zmieniło się na 10 litrów.  Oczywiście, że na autostradzie było powyżej 10, ale można to potraktować jako tzw. spalanie chwilowe. Dla całej trasy wyszło 10,1 litra/100km. Da się przeżyć. Mówią, że prędkość to luksus dla bogatych. W tym przypadku nie kosztuje on, aż tak wiele.

Odbierając Tucsona, usłyszałem, że nie da się o nim powiedzieć  nic złego.  Faktycznie, komplementów napisałem co nie miara. Przestronne, dynamiczne auto z napędem na cztery koła. Do tego dobre wyposażenie, a to wszystko od 84 tysięcy złotych. Czy, aby na pewno ten luksus jest w takiej cenie ? 

Ten model to wersja limitowana Tour de Pologne.  W cenniku już jej nie ma, ale patrzę na listę wyposażenia: podświetlane klamki, elektrycznie sterowane i wentylowane siedzenia pokryte skórą,  system automatycznego parkowania, panoramiczny dach i koła na 19" felgach. Z takimi cudami to wychodzi tylko jedno - wersja premium.  Cena adekwatna do nazwy 158990 zł. Luksus to jednak przyjemność dla bogaczy.